Rybacy muszą podjąć decyzję, od której będzie zależała ich przyszłość. Czy odejść z zawodu...
Wczoraj w Kołobrzegu spotkał się z nimi Jerzy Pilarczyk - wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi. Poinformował, że po wstąpieniu do Unii Europejskiej, Polska będzie zabiegać o wydłużenie terminu składania deklaracji o rezygnacji z zawodu i wniosków o odszkodowania. Jednak na razie mają na to czas do końca roku. Zgodnie z unijnymi zaleceniami, nasz kraj powinien zredukować flotę rybacką o 40%.
Na restrukturyzację floty rybackiej Polska otrzymała z Unii Europejskiej 380 milionów euro. Rybacy, którzy zrezygnują z zawodu, powinni powiadomić o tym Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa do końca roku. Wtedy dostaną rekompensatę. Armatorzy, którzy oddadzą swoje jednostki na złom mogą liczyć na dwa miliony euro. Rybacy najemni - na 50 tysięcy euro.
Jerzy Pilarczyk, który był w środę w Kołobrzegu zapewnił, że ministerstwo ma już konkretny program. A samorządy mają pomóc rybakom w znalezieniu nowej pracy. Ale rybacy nie do końca wierzą tę pomoc. Już narzekają na brak informacji o działaniach osłonowych. Wiedzą, że przepisy osłonowe obejmą tylko tych, którzy pracują w zawodzie co najmniej pięć lat. Nic więc dziwnego, że w Kołobrzegu niewielu zadeklarowało, że odejdzie. Przymusu odejścia z zawodu nie ma, ale - jak zapowiedział wiceminister - jeżeli nie ubędzie kutrów, trzeba będzie zmniejszyć i tak już niewielkie kwoty połowowe. Dodał jednak, że Polska będzie się starać w Unii o przedłużenie terminu na podjęcie decyzji dotyczącej rezygnacji z zawodu - o rok.