Pomysłowość oszustów jest nieograniczona. Doświadczył tego jeden z bardziej znanych przetwórców owoców na Lubelszczyźnie. Pod koniec lat 90. zatrudniał 50 osób. Interesy prowadził w kraju i za granicą. Ludzie mieli pracę, sadownicy - zbyt a gmina dochody z pobieranych podatków. Dziś przetwórnia stoi na skraju bankructwa, bo część majątku zajął komornik. Dlaczego? Bo przetwórca miał pecha - trafił na pośrednika - oszusta, który wymyślił nader perfidny sposób wyłudzenia nienależnych pieniędzy.
Kłopoty zaczęły się przed ośmioma laty, gdy przedsiębiorca pomyślał o eksporcie owoców do Niemiec i Szwajcarii. Skorzystał z usług pośrednika. I na początku wszystko szło dobrze. Zaczęło się źle dziać, gdy pośrednik przedstawił dokumenty reklamacji jakości owoców odebranych przez niemieckiego importera. Z przedstawionych pism wynikało, że w związku niższą jakością importer zza Odry zapłaci mniej niż to wynikało z umowy. Nasz przetwórca nabrał jednak podejrzeń, bo wiedział, że dostarczone owoce były pierwszorzędnej jakości. Postanowił więc utracone pieniądze - w sumie około 2 mln zł - odzyskać przed sądem. Polski pośrednik przedstawił jednak dokumenty, na podstawie których sąd oddalił pozew. Przetwórca pozostał na placu z setkami ton nieodebranych kolejnych partii towaru i zaciągniętymi na ich zakup kredytami.
Nie pozostało nic innego jak zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przez polskiego pośrednika przestępstwa polegającego na "podrobieniu w celu użycia za autentyczne dokumentów oraz używanie tych dokumentów". I wydawało się, ze historia zakończy się happy-endem ale nie u nas, nie w Polsce. Początkowo prokurator z Janowa Lubelskiego odmówił wszczęcia śledztwa, ale gdy przetwórca zaskarżył decyzję prokuratora do sądu i sąd przychylił się do wniosku uznając za zasadne wątpliwości przedsiębiorcy prokurator musiał znów zająć się sprawa. Co zrobił prokurator? Łatwo się domyśleć, bo tylko u nas zdarzają się takie "numery". Nie sprawdziwszy "u źródła" a więc u niemieckiego importera, czy kwestionowane dokumenty reklamacji są aby na pewno autentyczne i czy Niemiec aby na pewno reklamował jakość owoców janowski prokurator w 2004 r. umorzył ostatecznie śledztwo.
Przedsiębiorca nie ustępował - odwołał się do ministra sprawiedliwości. Ale znów, jak to u nas - urzędy nie są znów tak rychliwe. W 2006 r. zastępca prokuratora generalnego nakazał zbadanie zasadności umorzenia śledztwa. Tym razem akta trafiły, jak się wydaje, we właściwe ręce - do rejonowej prokuratury w Siemiatyczach. Ta zrobiła najprostszy, jaki sobie można wyobrazić pierwszy krok - zwróciła się do niemieckiego importera z pytaniem, czy w ogóle składał reklamację na jakość odbieranych owoców? Niemiec wybałuszył oczy, co sobie o Polakach pomyślał - to jego i oczywiście odpisał, że żadnej reklamacji nie składał Nigdy też nie sporządzał przedkładanych mu, jakoby autentycznych, protokołów jakości. Co na to wszystko prokurator z janowa Lubelskiego? Nie ma sobie nic do zarzucenia, bowiem "prawa była przedmiotem oceny prokuratury nadrzędnej i sądu, które potwierdziły słuszność tamtej decyzji" - uzasadniał janowski prokurator. Ponoć podejmowanie na nowo umorzonych śledztw nie jest niczym szczególnym w działalności prokuratury. Dodajmy - tylko u nas.