Amerykanie nie chcą, aby konflikty na Bliskim Wschodzie dłużej dyktowały im cenę paliwa. I masowo rezygnują z tradycyjnych samochodów benzynowych
W ubiegłym tygodniu w miejscowości Bemidji w Minnesocie uruchomiono tysięczną stację benzynową w USA, która sprzedaje E-85, mieszankę 85 procent etanolu i 15 procent benzyny. W Minnesocie, podobnie jak w Iowa, Illinois, Nebrasce i innych stanach środkowego Zachodu, nowe paliwo robi furorę. Nic dziwnego: jest produkowane z rosnącej tu wszędzie kukurydzy.
Kukurydza w baku
Gdy latem tego roku ceny benzyny osiągnęły 3 i więcej dolarów za galon (3,78 litra), rodzima mieszanka nagle stała się atrakcyjna. Za galon E-85 płaci się bowiem od 1,7 do nieco ponad 2 dolarów dzięki ulgom podatkowym wprowadzonym przez większość stanów. Nawet teraz, gdy ceny benzyny spadły do około 2,3 dolarów, etanol pozostaje konkurencyjny. Kierowcy zużywają bowiem zaledwie od 5 do 10 procent więcej E-85 niż zwykłego paliwa. Trzeba pamiętać też o korzystnym wpływie na środowisko.
E-85 niespodziewanie okazał się też ratunkiem dla amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego. W ostatnich latach GM, Ford i Daimler-Chrysler oddają coraz większą część rodzimego rynku na rzecz japońskich konkurentów, bo za bardzo polegały na paliwożernych limuzynach i terenówkach. Umiarkowana cena E-85 powoduje, że Amerykanie mają mniej obaw przed zakupem auta z tzw. normalnymi, jak na Stany, silnikami. Wśród 28 modeli, które są już dostosowane do E-85, przytłaczająca większość to wielkie pojazdy: Dodge Durando, Chrysler Sebring czy Mercury Grand Marquis. Ich producenci nie biorą przy tym od klientów więcej pieniędzy za nowe wersje.
Pęd do mieszanki
Do końca tego roku wśród 200 mln samochodów jeżdżących po USA już 6 mln będzie dostosowanych do mieszanki E-85. Milion takich pojazdów został wyprodukowany w ostatnich 12 miesiącach. GM, Ford i Chrysler obiecują, że w ciągu czterech lat podwoją produkcję flexible fuel vehicles, czyli takich, które mogą jeździć i na etanol, i na benzynę. Na razie właściciele takich pojazdów często nie mają wyboru: muszą jeszcze kupować tradycyjne paliwo, bo tylko niewielka część spośród 170 tys. stacji benzynowych ma etanolowe dystrybutory. Ale i to szybko się zmienia: w październiku zeszłego roku nowe paliwo można było dostać w dwa razy mniejszej ilości punktów niż obecnie.
Błyskawicznie rośnie też produkcja etanolu w USA. W tym roku przekroczy 15 mld litrów, za 18 miesięcy ma się zwiększyć o kolejne 7 mld litrów. Paliwo jest przy tym produkowane nie tylko z kukurydzy, ale i z trzciny cukrowej (Luizjana) czy odpadków po żywności (Kalifornia).
Japończycy wolą hybrydy
Toyota i Honda na razie nie wprowadziły tzw. etanolowych odmian swoich samochodów. Stawiają na rozwiązanie hybrydowe, czyli pojazdy elektryczno-benzynowe. Są one wyraźnie droższe od tradycyjnych: najtańsza wersja Toyoty Prius kosztuje 22 tys. dolarów wobec 14 tys. za podobnej klasy amerykańską wersję Corolli. Za Hondę Accord Hybrid trzeba zapłacić 30 tys. USD wobec 19 tys. za podstawową, benzynową wersję tego pojazdu. Jednak te koszty szybko się zwracają, bo dzięki wspomaganiu elektrycznym silnikiem hybrydy są w stanie przejechać, zużywając taką samą ilość benzyny, nawet dwa razy więcej kilometrów niż tradycyjne auta.
Wietrząc, że japońska technologia może okazać się sukcesem, zaczęli propagować ją także amerykańscy producenci. Można już dostać hybrydowego Forda Escape, GMC Sierra, Chevroleta Silverado czy Mercury Mariner. Błyskawicznie rośnie też sprzedaż hybryd. W 2000 roku w USA zdecydowało się na nie tylko 5 tysięcy kierowców, podczas gdy w zeszłym roku niemal 200 tys. Na przełomie 2007 i 2008 roku samochód hybrydowy będzie już miało milion Amerykanów.
Na razie trudno rozstrzygnąć, które z rozwiązań okaże się przyszłością amerykańskiej motoryzacji. Jasne jest natomiast, że pozostałe alternatywne rodzaje napędu pozostały daleko w tyle. W zeszłym roku w USA sprzedano 61 aut na wodór, 2 tysiące na gaz i 2,2 tysiące z napędem wyłącznie elektrycznym. Jak na skalę największego rynku samochodowego świata, nic.