Resort pracy chce narzucić pośredniakom standardy efektywności. Będą one musiały doprowadzić do zatrudnienia określonej liczby bezrobotnych po tym, jak wyślą ich np. na staże czy szkolenia.
– Chcemy, aby we wszystkich powiatowych urzędach pracy obowiązywały takie same standardy efektywności – mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej.
Dodaje, że oznacza to takie same pułapy skuteczności stosowanych instrumentów rynku pracy w każdej placówce. Tym samym będą one musiały doprowadzić do zatrudnienia określonej liczby bezrobotnych, bez wskazania jednak jakiej grupy konkretnie.
Prawie milion bezrobotnych skreślono z ewidencji. Stracą ubezpieczenie zdrowotne? »
– Niezależnie od tego, jaka zostanie przyjęta koncepcja efektywności, to jej narzucenie ma zmusić urzędy do lepszej pracy, szczególnie te, na terenie których np. od 10 lat stopa bezrobocia pozostaje na tym samym poziomie – mówi prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.
Trzeba jednak pamiętać, że niektóre rynki lokalne są skazane na wysokie bezrobocie, bo na ich terenie występuje niewiele przedsiębiorstw. Tym urzędom może być więc trudniej uzyskać założony pułap.
– Narzucanie samych wskaźników efektywności bez zwiększenia liczby ofert pracy to za mało – tłumaczy Elżbieta Kryńska.
Przedstawiciele powiatowych urzędów pracy do propozycji resortu pracy podchodzą z rezerwą. I wskazują na zagrożenia. Żeby spełnić nałożone na nich wymogi, zamiast aktywizować wszystkich bezrobotnych, zajmą się tylko tymi, którym najłatwiej jest znaleźć pracę. Osiągną więc założone pułapy, ale dla osób stosunkowo młodych, wykształconych i z doświadczeniem. Pozostali bezrobotni, którzy są w rejestrach długo – np. ponad dwa lata – nadal w nich pozostaną.
– Narzucenie pułapów zmusi nas do działań pod publiczkę, tylko żeby spełnić oczekiwania resortu, natomiast w niewielkim stopniu zmieni to złą sytuację na wielu lokalnych rynkach pracy – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie.
Więcej w Dzienniku Gazecie Prawnej.
9596543
1