Francuscy hodowcy ślimaków domagają się od ministra rolnictwa, by w obliczu ogromnej konkurencji w postaci winniczków z Europy Środkowej i Wschodniej wprowadzono etykiety informujące konsumentów, skąd pochodzi mięczak na ich talerzu.
Nawet do 95 proc. winniczków jedzonych we Francji pochodzi z krajów takich jak Czechy, Węgry, Polska, a nawet Turcja - zaznaczają w liście do ministra Stephane'a Le Folla przedstawiciele sześciu francuskich federacji hodowców. Domagają się oni od państwa nie tylko oznaczeń na ślimakach, ale także programu bodźców dla zwiększenia rodzimej produkcji.
"To specjalność francuskiej kuchni i składnik renomy naszego kraju, dlatego powinniśmy promować krajowe ślimaki" - podkreślił popierający inicjatywę senator Yves Detraigne.Hodowcy przyznają, że francuscy smakosze wolą większe, tłustsze ślimaki ze wschodu Europy niż ich mniejszych kuzynów z Francji, podkreślają jednak, że chodzi o umożliwienie konsumentom podjęcia świadomego wyboru.
W ciągu ostatnich 100 lat populacja winniczków we Francji drastycznie spadła z powodu stosowania w rolnictwie pestycydów oraz zmian zachodzących w środowisku naturalnym. To z kolei wpłynęło na wzrost importu, tym bardziej że winniczki niechętnie rozmnażają się w sztucznych warunkach.
Inicjatywa francuskich hodowców ma ułatwić prześledzenie pochodzenia żywności, która trafia na stoły we francuskich domach. Poważne niedociągnięcia w tej kwestii ujawnił skandal z mięsem końskim, które było sprzedawane w kilku krajach europejskich jako mięso innego rodzaju - zauważa agencja Reutera.
Francuzi rocznie spożywają ok. 30 tys. ton winniczków, z czego tylko 1000 ton pochodzi z Francji.