Kilkadziesiąt milionów złotych stracą w tym roku rolnicy w południowo wschodniej Polsce. Trwająca od ponad miesiąca susza spowodowała znaczne obniżenie plonów. Najgorzej jest na terenach piaszczystych. Od skutków suszy ubezpieczyć upraw nie można. Jedynym ratunkiem dla rolników będą więc tylko niskooprocentowane, preferencyjne kredyty klęskowe.
Na 1,1 mln złotych oszacowano straty, jakie tegoroczna susza wyrządziła w
uprawach rolnych, w jednej tylko podkarpackiej gminie - Baranów Sandomierski. W
dalszych 17 gminach rozpoczęto ocenianie szkód. – Nie jest to jeszcze stan
klęski, ale sytuacja jest poważna – uważa Stanisław Homa, dyrektor wydziału
środowiska i rolnictwa Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego. – Letnia susza
znacznie powiększyła szkody wyrządzone przez zimę. Wielu rolników znalazło się w
bardzo trudnej sytuacji. Ze swoich pół nie zbiorą nic lub plon będzie bardzo
mizerny.
Szczególnie mocno susza dała się we znaki na piaszczystych,
ubogich w wodę, terenach. Na ciężkich ziemiach, o dobrej kulturze rolnej, brak
deszczu nie jest tak bardzo dotkliwy. Plony zbóż nie były dużo niższe, niż w
latach wilgotnych. W uprawach roślin okopowych, czyli burkach i ziemniakach,
straty będą jednak wyraźne. Na wysuszonych łąkach trawy rosną powoli, więc siana
i kiszonek też będzie niewiele. Czy przed skutkami suszy można się było
obronić?
Nie ubezpieczeni
Po każdej klęsce
żywiołowej odżywa dyskusja o niskiej świadomości ubezpieczeniowej naszego
społeczeństwa. W zasadzie kupujemy tylko polisy obowiązkowe, czyli te których
posiadanie wymusza ustawa. To co nieobowiązkowe uważamy za niepotrzebne.
Częste w ostatnich latach powodzie, gradobicia i huragany spowodowały, że
coraz więcej rolników zaczyna ubezpieczać swój majątek, w tym uprawy i płody
rolne – mówi Andrzej Karasowski, zastępca dyrektora rzeszowskiego biura
regionalnego Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych. – Niestety spostrzeżenie to
dotyczy mieszkańców okolic Tarnowa i Wadowic. Na Podkarpaciu rolnicy
ubezpieczający swoje uprawy nadal należą do wyjątków.
Zdaniem
ubezpieczycieli, to że niewielu rolników się ubezpiecza wynika z niskiej
świadomości. Po co wydawać pieniądze na polisę, skoro w razie tragedii pomagają
wszyscy: rząd, gmina i fundacje charytatywne. Rolnicy natomiast twierdzą, że nie
stać ich na zapłacenie składki. Jeżeli do wszystkich kosztów uprawy doliczymy
cenę polisy, to cały interes przestanie się opłacać. W dodatku firmy
ubezpieczeniowe – zdaniem rolników – nie chcą w razie szkody wypłacać
odszkodowań, więc ubezpieczanie się nie ma sensu. Prawda jak zwykle leży
pośrodku.
Od suszy nie ubezpieczają
Konkurencja
na rynku ubezpieczeń stopniowo wymusza na firmach ubezpieczeniowych coraz lepszą
likwidację szkód. – Odszkodowania płacimy rzetelnie, zgodnie z zawartą umową
ubezpieczenia – twierdzi Stanisław Kus, zastępca dyrektora oddziału
okręgowego PZU S.A. w Rzeszowie. Niestety, w standardowej ofercie nie mamy
ubezpieczenia upraw rolnych od skutków suszy.
Sprawdziliśmy, podobnie
jest też w innych zakładach ubezpieczeń. – Od suszy nie ubezpieczamy –
słyszeliśmy wszędzie. Tak więc rolnik, który na zakup polisy wydał 5-6 proc
wartości spodziewanych plonów, nie dostatnie odszkodowania za to, że jego uprawy
w tym roku wyschły.
Ratunek w kredycie
Co mają
zrobić ci, którym susza odebrała szanse na tegoroczny zysk? Za co obsieją pole w
przyszłym roku? – Jeżeli wpłyną wnioski od gmin, wojewoda wystąpi do
ministerstwa rolnictwa o przyznanie dotacji na kredyty klęskowe – informuje
dyrektor Homa. – Dla niektórych gmin linie kredytowe zostały już uruchomione.
Czekamy na dalsze wnioski o kredyty.
Preferencyjny kredyt jest
oprocentowany tylko 2 proc rocznie. To jedyny ratunek dla tych, którym
tegoroczna susza zniszczyła plony. Urzędy gmin udzielają szczegółowych
informacji o tym, jak taki kredyt otrzymać.