Będzie kontynuacja "U Pana Boga za piecem", którego akcja rozgrywała się na Podlasiu. Zdjęcia do filmu mają się rozpocząć w przyszłym tygodniu - Fani filmu nagabywali mnie i w sklepie, i na bazarze. Wszyscy pytali, czy będzie dalszy ciąg "U Pana Boga za piecem" - mówi Jacek Bromski, reżyser. - Napisałem więc scenariusz na początku do filmu kinowego, z wartką akcją dla młodszego pokolenia. A potem żal mi się zrobiło tej części czysto refleksyjnej i wymyśliłem, by jeszcze zrobić czteroodcinkowy film telewizyjny.
Czworo dzieci Witka
Akcja filmu będzie oparta na perypetiach dwójki nowych postaci: *młodego policjanta nieudacznika, który po uzyskaniu najgorszego wyniku na egzaminie został zesłany do Królowego Mostu, gdzie w ciągu ostatnich dziesięciu lat ukradli tylko dwa rowery, *świadka koronnego, który jest zmuszony ukrywać się w tejże miejscowości, nudzi się, więc zaczyna trochę rozrabiać. Pojawią się również wszyscy bohaterowie z pierwszej części, tylko że starsi o te osiem lat, które upłynęły od momentu premiery filmu. Np. Marusia i Witek doczekają się już czwórki dzieci.
Już w przyszłym tygodniu filmowcy zjadą na Podlasie, by zacząć kręcić zdjęcia.
- Chcemy jeszcze zdążyć sfilmować dojrzewające żyto, a potem żniwa - tłumaczy reżyser. Plenery będą te same, czyli kościół i plebania w Sokółce, Supraśl, Białystok, Puszcza Knyszyńska oraz okolice Królowego Mostu, który użyczył swojej nazwy do filmu. Zdjęcia potrwają do 20 października.
- Ale wrócimy tu jeszcze w zimie, jak będzie śnieg i wczesną wiosną na roztopy - zapewnia Bromski. - Bo każdy odcinek będzie się rozgrywał o innej porze roku. Całość pokaże życie w magicznym, zapomnianym miasteczku, gdzie karty rozdaje burmistrz, ksiądz i komendant policji.
Śląsk ma udawać Białostocczyznę?
W filmie zagrają "tutejsi" aktorzy: z Białostockiego Teatru Lalek, z Teatru Dramatycznego oraz z Wierszalina. Pojawią się również aktorzy warszawscy, m.in. Jan Wieczorkowski w roli organisty Witka.
- Nie trzeba było nikogo namawiać - zapewnia Bromski. - Wszyscy z ochotą weźmiemy się do pracy, tylko musimy jeszcze dopiąć budżet (około 8 mln zł).
Filmowcy zwrócili się z prośbą o wsparcie finansowe także do lokalnych władz oraz firm. Marszałek województwa już odpowiedział im pozytywnie, natomiast prezydent Białegostoku, choć wyraził wstępne zainteresowanie, ciągle się zastanawia.
- Myślę, że film to doskonały pomysł na promocję regionu. Zresztą zostawimy w Białymstoku pewnie trzy-cztery miliony złotych, bo tu będziemy jeść i spać, a przy produkcji zatrudnimy około 200 osób - wyjaśnia reżyser. - Nie możemy zwlekać z rozpoczęciem zdjęć. Jeśli nie będziemy mieć pieniędzy, może przeniesiemy się na Śląsk? Ciekawą propozycję złożył nam np. Lubomierz.