- Jesteśmy za zmianami w KRUS, tak aby składka była uzależniona od dochodu rolnika. Im ktoś jest bogatszy, tym więcej powinien płacić - twierdzi Tadeusz Cymański, poseł PiS.
Dziś rolnik płaci 251 zł kwartalnej składki, a jeśli prowadzi firmę - 502 zł (to cztery raz mniej niż zwykły przedsiębiorca płaci na ZUS). Z tych pieniędzy rolnicy dostają renty i emerytury. Rocznie budżet państwa dopłaca do KRUS 15 mld zł, to o 5 mld zł mniej niż do ZUS. Tylko że w KRUS-ie jest 1,5 mln osób, a w ZUS-ie - 23 mln.
Pomysł reformy KRUS popiera Samoobrona. Z tą różnicą jednak, że chce, aby składkę ustalać tak: im ktoś ma więcej hektarów, tym większą zapłaci składkę. - Oczywiście za wyższymi składkami pójdą wyższe emerytury - twierdzi Danuta Hojarska z Samoobrony.
Z kolei PiS twierdzi, że w sprawie sposobu naliczania nowych składek decyzja jeszcze nie została podjęta. Mają to tym zadecydować "konsultacje społeczne" z ekspertami i organizacjami rolników. Konsultacje mają ruszyć rusza lada dzień, a sam projekt ustawy według Cymańskiego będzie gotowy za kilka miesięcy.
Reforma KRUS nawet w wersji Samoobrony może liczyć na poparcie Platformy Obywatelskiej. Docelowo PO chciałaby jednak, aby składka była uzależniona dochodu rolnika. - Rolnicy mający do 15 ha ziemi powinni tak jak dzisiaj płacić kwartalny ryczałt, a pozostali prowadzić pełną księgowość - proponuje Zbigniew Chlebowski odpowiedzialny w PO za sprawy gospodarcze.
Eksperci propozycje podniesienia składek na KRUS traktują z rezerwą. - To środek na krótką metę - komentuje Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha i szef rady nadzorczej PZU. Jego zdaniem teraz oszczędzimy trochę pieniędzy, a za kilka-kilkanaście lat KRUS będzie musiał wypłacić dużo wyższe emerytury, na które zabraknie pieniędzy.