Ta walka trwa już blisko 1,5 roku - podaje portal TVP.pl. Rolnicy oszukani przez nieszawską spółkę Jantur wciąż nie otrzymali pieniędzy za sprzedaż zboża. Czas upływa, a gospodarze boją się, że wielomilionowe należności po prostu przepadły.
Czekają na sprawiedliwość. I tak od lipca 2010 roku. Rolnicy poszkodowani przez Jantur, ledwo wiążą koniec z końcem. Są takie poszkodowane gospodarstwa, że odcinali im prąd. Były ciężkie zimy - jak poprzednia. Nawet nie było na opał - mówi Grzegorz Kazimierczak.
Nieszawska spółka skupowała od rolników zboże i nie zapłaciła. Obecnie jej należności sięgają 80 mln zł. Sprawę oszustw Janturu bada bydgoska Prokuratura Okręgowa. Gospodarze skarżą się jednak na przewlekłość postępowania, bo proces ma ruszyć dopiero pod koniec pierwszego kwartału tego roku. - Prokuratura nie może sobie poradzić z tak prostą sprawą. Oczywistą rzeczą są przecież kwity dostawy - nie kryje oburzenia Henryk Niemczyk, jeden z poszkodowanych rolników. - Trzeba było uzyskać opinie z zakresu rachunkowości, obrazującą sposób finansowania i działalności spółki Jantur. Tę opinię biegli opracowywali prze okres przeszło 10 miesięcy - tłumaczy Jan Bednarek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
A wszystko - według śledczych - przez rozmiar sprawy, w której przesłuchano blisko 600 świadków. W 2010 roku władze Janturu zostały nawet tymczasowo aresztowane. Obecnie są jednak na wolności. Dlatego - zdaniem gospodarzy - sprawa jest przegrana, a im zostają jedynie radykalne rozwiązania.
Zdesperowani rolnicy mówią, że pukali już do wszystkich drzwi. Czuja się rozczarowani postawą władz lokalnych i centralnych. Na spotkanie zaprosili parlamentarzystów. A ci deklarują pomoc. - Żeby stworzyć zabezpieczenia gwarancyjne, kiedy pada jakaś firma obracająca zbożem - proponuje poseł PiS Łukasz Zbonikowski. -Obawiam się, że przez długi czas przestępczej działalności tej firmy pieniądze i majątek zostały wyprowadzone - podkreśla z kolei Maciej Wydrzyński, poseł Ruchu Palikota.
Ostatnia część majątku Janturu pójdzie pod młotek na wiosnę. Syndyk nie kryje jednak, że pieniędzy ze sprzedaży młyna, gorzelni i przedszkola nie wystarczy dla wszystkich. Wartość spółki była bowiem przeszacowana o blisko 50 proc.. Należności otrzymają więc tylko najlepiej zabezpieczeni wierzyciele, czyli... banki.