Dziś chcemy porozmawiać o opłacalności produkcji rolnej. Czy tradycyjne uprawy i hodowle przynoszą rolnikom oczekiwany zysk, czy konieczne staje się poszukiwanie nisz rynkowych? Które produkcje rolnicze są opłacalne i jak odnaleźć się na rynku?
Kiedy przystępowaliśmy do Unii Europejskiej jasne było, że konkurowanie naszych rolników z rolnikami dawnej 15-tki - przynajmniej w pierwszych latach członkostwa - nie będzie takie proste.
Ot, choćby dopłaty bezpośrednie. Farmerzy starej Unii otrzymują je przecież w wysokości 100%. Poza tym w wielu krajach dawnej 15-tki stawki dopłat są na wyższym poziomie niż u nas, bo bazą były plony referencyjne, a te nie były dla nas korzystne. Ostatnia reforma Wspólnej Polityki Rolnej, która weszła w życie w 2005 roku, zmniejszyła co prawda wysokość dopłat do hektara zbóż w krajach starej Unii, ale wprowadziła osobne dopłaty do zielonek – około 50 euro do hektara.
W 2005 roku, np. francuski rolnik otrzymywał z tytułu dopłat bezpośrednich 243 euro do hektara zbóż, niemiecki – średnio 264 euro, austriacki 182.
W przypadku tego ostatniego doliczyć trzeba dopłaty z tytułu ONW, które mogą stanowić nawet do 40% dopłat bezpośrednich. Poza tym zachodnioeuropejscy rolnicy czerpali „pełnymi garściami” z unijnych funduszy strukturalnych i korzystali ze znaczącego wsparcia wielu produkcji, np. buraków cukrowych, hodowli bydła, owiec, kóz itd. W wykorzystywaniu pieniędzy pomagali im i nadal pomagają doradcy rolni i pracownicy izb rolniczych.
Zresztą dla wielu unijnych rolników dochody z gospodarstw stanowią nieco ponad połowę ich przychodów, często bowiem prowadzą oni dodatkową działalność, mają np. firmy świadczące usługi rzeczoznawcze, warsztaty samochodowe czy sklepy.
Odwiedzając kraje dawnej 15-tki często spotykaliśmy rolników, którym prowadzenie gospodarstw nie wystarczało. Zagonieni, zapracowani, czasem nawet trudno im było znaleźć czas dla ekipy telewizyjnej z Polski.
A kiedy udało nam się wreszcie spotkać, mieli dosłownie godzinę na rozmowę z nami. Trochę mało, by dowiedzieć się wielu szczegółów, których byliśmy ciekawi, mało też, by pokazać gospodarstwa i ich samych w pracy.
Niemcy
Ale pewnego razu dotarliśmy do takich rolników w Niemczech, którym się nigdzie nie spieszyło. Długo i chętnie opowiadali o swojej pracy, rodzinie i dochodach płynących z gospodarstwa.
A jest ono nietypowe, jak na ten region. Rzadkością jest tu bowiem produkcja zwierzęca. Państwo Petra i Thomas Eicherowie z Hoppstaetten w Nadrenii-Palatynacie prowadzą hodowlę krów mlecznych. Na 130 ha uprawiają zboża, rzepak i kukurydzę - większość z przeznaczeniem na pasze.
Thomas Eicher Hoppstaetten, Niemcy: „Mleko wyprodukowane w naszym gospodarstwie sprzedajemy głównie do pobliskiej mleczarni w Hochwald, część mleka trafia także do mleczarni w Kaiserslautern. Surowiec odbierany jest z gospodarstwa co drugi dzień. Mleko musi być schłodzone do czterech stopni, a jego cena zależy od zawartości tłuszczu, białka, a także ilości drobnoustrojów. Przy zawartości 3,7% tłuszczu i 3,4% białka obowiązuje cena bazowa – 25 eurocentów. Do klasy ekstra – a takiej mamy 98% - dolicza się niewielki dodatek oraz podatek VAT. To daje niecałe 28 eurocentów za litr mleka o określonej zawartości tłuszczu i białka.”
Państwo Eicherowie dysponują kwotą mleczną w wysokości 667 tysięcy litrów. Nie prowadzą sprzedaży mleka bezpośrednio z gospodarstwa. Przy tak dużej produkcji jest to niemal niemożliwe, a poza tym brak tu klientów, bo do najbliższego większego miasta jest kilkadziesiąt kilometrów.
Thomas Eicher: „Dziś największym dla nas problemem są niskie ceny mleka. Bardziej odpowiednia byłaby cena – 30 eurocentów za litr, taka, jaką mieliśmy w roku 2004. Niestety od zeszłego roku ceny mleka spadły i sytuacja takich dużych gospodarstw, jak nasze może stać się nieciekawa. Nie wyobrażam sobie zaprzestania produkcji mleka i przestawienia się, np. na agroturystykę. Ale w naszej okolicy jest wiele takich gospodarstw, które rezygnują z typowej produkcji, odłogują pola i utrzymują się ze środków unijnych. My - żeby utrzymać się na rynku - musimy ciągle inwestować, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni zakończyć naszą działalność.”
Jeszcze 20 lat temu w tej okolicy było 19 gospodarstw rolnych, 13 z nich utrzymywało się wyłącznie z rolnictwa, głównie z mleczarstwa. Właściciele 6 gospodarstw prowadzili dodatkową działalność. Dziś jest tu 6 gospodarstw, ale zaledwie 2 utrzymują się wyłącznie z rolnictwa, a konkretnie z mleczarstwa - w tym gospodarstwo państwa Eicherów - pozostałe prowadzą dodatkową działalność.
Zmiany strukturalne, jakie zaszły w ciągu ostatnich 20 lat są duże i na pewno proces ten będzie nadal postępował. A poza rolnictwem znaleźć pracę także jest trudno. Dlatego wielu rolników z tego regionu obawiając się drastycznego spadku opłacalności, coraz częściej myśli o innej produkcji, np. biopaliw czy biogazu.
Polska
W Polsce tradycyjne rolnictwo to uprawa zbóż, ziemniaków, produkcja mleka i chów trzody chlewnej. Ale coraz częściej rolnicy rozglądają się w poszukiwaniu innych źródeł dochodów.
Podstawowym pytaniem, jakie zadają sobie rolnicy, którzy chcą uzyskiwać dodatkowe dochody jest pytanie o rynki zbytu - czyli gdzie będzie można sprzedać to, co się wyprodukuje. I tu najczęściej zaczynają się kłopoty. Ilekroć mówimy w naszych programach o nietypowych uprawach czy hodowlach pojawia się problem grup producentów.
To co oczywiste w krajach dawnej 15-tki, czyli wspólna sprzedaż, marketing i promocja u nas nie jest tak oczywiste. Ale może - po zapowiadanych zmianach w przepisach prawa – przyjaznych tworzeniu grup - sytuacja się nieco poprawi.
Jak na razie rolnikom pozostaje walka na rynku w pojedynkę. Powstają co prawda związki hodowców i producentów, np. przepiórek, strusi czy szparagów ale często ich działanie nie jest skuteczne, bo nie poparte pomocą finansową z zewnątrz, na jaką mogą liczyć grupy producentów.
A przecież rolnika, który zainteresuje się jakąś nową produkcją powinien wspierać fachowiec od marketingu i promocji, bo samotne działanie na rynku nie przynosi wymiernych efektów i to co miało dawać dodatkowe dochody, dochodowym nie jest. Może młodsze pokolenie rolników nie obciążonych historyczną niechęcią do tworzenia spółdzielni, zrzeszeń czy spółek - postawi wreszcie na grupy producentów. A wtedy najśmielszy nawet pomysł poparty dokładnym rozeznaniem rynku i skrupulatnymi wyliczeniami może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Strzał w dziesiątkę
Dla rolników z Kurpiowszczyzny strzałem w dziesiątkę okazała się hodowla bydła mlecznego. Bo na glebach 5 i 6 klasy o produkcji zbóż nie może być mowy.
A mimo to za hektar takiej ziemi rolnicy z okolic Kadzidła, Myszyńca czy Łysych muszą zapłacić krocie. Jak to możliwe, by tak słabe gleby były w cenie? Czy do takiej sytuacji przyczyniło się tylko członkostwo w Unii Europejskiej i związane z tym dopłaty bezpośrednie? Czy może przyczyną jest specjalizacja gospodarstw rolnych i hodowla bydła mlecznego?
Państwo Barbara i Dariusz Murachowie z miejscowości Zalas, prowadzenie gospodarstwa rozpoczęli w 1996 roku. Pan Dariusz przejął wówczas po rodzicach 12 hektarów ziemi. Wcześniej jego rodzice - by móc się utrzymać - zajmowali się różnymi kierunkami produkcji. Uprawiali pieczarki, w gospodarstwie było też kilka krów i trochę drobnego inwentarza.
W ubiegłym roku państwo Murachowie podjęli decyzję o wybudowaniu nowoczesnej obory wolno stanowiskowej. W tym celu skorzystali z kredytu z linii młody rolnik. Spłatę kredytu rozłożono im na 15 lat. Miesięczne wydatki związane z jego obsługą wynoszą ponad trzy tysiące złotych, ale to nie jedyne ich koszty.
Natomiast miesięczne przychody gospodarstwa to blisko 20 tysięcy złotych. Pochodzą one ze sprzedaży mleka. Okoliczna mleczarnia za surowiec płaci ponad jeden złoty. Pieniądze te gospodarze przeznaczają głównie na inwestycje. W tym roku pan Dariusz kupił ciągnik oraz zwijarkę do balotów. A czego najbardziej brakuje dziś młodemu rolnikowi?
Być może lepszego doradztwa rolniczego doczekają się synowie państwa Murachów Kamil i Szymon. Zapytani kim chcą być w przyszłości – bez namysłu odpowiadają – rolnikami.
Być może też za kilka lat Kurpiowszczyzna będzie drugim po Podlasiu zagłębiem mleczarskim w Polsce. Już dziś w gminie Łyse hoduje się ponad 15 tysięcy sztuk bydła mlecznego.
Podsumowanie
Według ekspertów zajmujących się ekonomiką rolnictwa - jednym z opłacalnych dziś kierunków jest produkcja mleka. Niestety mała kwota mleczna, jaką przyznała Polsce Bruksela może spowodować w najbliższych latach spadek dochodów gospodarstw mleczarskich.
A przecież przed wejściem Polski do Unii zapowiadano, że producenci zbóż, rzepaku czy ziemniaków również nie stracą. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Co prawda pojawiły się dopłaty bezpośrednie, ale wraz z nimi - wyższe ceny paliw, nawozów i środków ochrony roślin.
A na stuprocentowe dopłaty musimy poczekać jeszcze kilka lat. Miejmy nadzieję, że w tym czasie polski rząd i parlament będą skutecznie dbać o ochronę dochodów naszych rolników. Do zobaczenia w kolejnym programie „Tak jak w Unii”.