Szykują się kolejne protesty rybaków. Tym razem kością niezgody między armatorami a rządem może być ustawa o organizacji rynku rybnego, która ma wprowadzić ścisłą kontrolę ilości wyłowionych ryb. Dla części rybaków takie przepisy są nie do przyjęcia.
Przygotowywana ustawa zakłada sprzedaż ryb wyłącznie w wyznaczonych punktach. Handel prosto z kutra zostanie praktycznie wyeliminowany. Świeżą rybę będzie można kupić w lokalnych centrach lub na aukcjach rybnych. Zdaniem współautorów ustawy to jedyny skuteczny sposób na kontrolowanie ilości i jakości wyłowionych dorszy.
Marcin Radkowski, Lokalne Centrum Pierwszej Sprzedaży Ryb: przełowienie nie wzięło się znikąd. Kara za przełowienie 2400 ton co roku nie wzięła się znikąd. To znaczy, że rybacy potrafili sobie poradzić z inspektorami, obejść, uniknąć, rozładować w nocy po cichu – ja nie mówię, że wszyscy.
To nie podoba się części rybakom. I nie chodzi tu o zaostrzenie przepisów a paradoksy, jakie wprowadza ustawa. Bo wygląda na to, że za złowione przez siebie ryby armatorzy będą musieli płacić.
Andrzej Gościniak, Stowarzyszenie Armatorów Łodziowych: rybacy łodziowi, czy kutrowi mają smażalnie, sklepy rybne i dojdzie do takiego paradoksu, że będziemy musieli zdawać do Lokalnego Centrum rybę, 5% nam zabierze centrum marży, później iść z drugiej strony drzwi i tę rybę kupić i znowu 5% dołożyć.
Włodzimierz Urbańczyk, armator: wracamy do komuny? Jest wolny rynek i rybak powinien mieć możliwość sprzedaży ryb tam gdzie chce, wszystko. A jeśli kontrolować, to od tego jest państwo, żeby to zorganizowało, a nie napychanie pieniędzy komuś i utrudnianie rybakom życia.
Krzywdząca zdaniem części rybaków ustawa jest już prawie gotowa i wkrótce trafi na biurko Prezydenta. Podobnie jak pismo z protestem armatorów w tej sprawie. Już dziś związek zawodowy „Sierpień 80” zapowiedział, że będzie namawiać głowę państwa do zawetowania ustawy.
8286787
1