W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia wielu mieszkańców Rabki i przyjezdnych postanowiło spędzić wolny czas na uruchomianym tuż przed świętami lodowisku. Niespodziewanie około godziny 15 zostali ewakuowani. Okazało się, iż przez nieszczelny zawór instalacji zaczął się ulatniać amoniak.
Dzierżawca nie powiadomił o zaistniałej sytuacji straży pożarnej twierdząc, iż nie było zagrożenia życia, a wyciek był jedynie chwilowy i kontrolowany. Zdaniem Witolda Sochackiego, dowódcy rabczańskiej jednostki JRG strażacy o zdarzeniu winni być jednak teoretycznie od razu powiadomieni. - Wyciek amoniaku jest zagrożeniem dla życia.
Straż pożarna o zdarzeniu dowiedziała się od pogotowia ratunkowego, gdzie pojawiła się pewna kobieta wraz z dzieckiem podejrzewając u niego zatrucie amoniakiem. Witold Sochacki wyjaśniał nam, iż według jego informacji lekarz stwierdził pewne objawy zatrucia amoniakiem, było ono jednak niewielkie. Dziecko, co prawda zostało w szpitalu, jednak powodem hospitalizacji były inne urazy.
- Dziecko przewróciło się na lodowisku, miało pewne urazy m. in. głowy, więc jego zatrzymanie w szpitalu nie miało najprawdopodobniej nic wspólnego z amoniakiem - mówi Witold Sochacki. W rabczańskim szpitalu poinformowano nas, iż dziecko przebywa na oddziale chirurgicznym. Więcej osób najprawdopodobniej z powodu amoniaku nie ucierpiało.
Obecni na lodowisku ludzie zastali powiadomieni o ewentualnych objawach zatrucia amoniakiem, jednak, pomimo iż na miejsce dojechało pogotowie i czekało na ewentualnych poszkodowanych, nikt się do karetki nie zgłosił.
- O zdarzeniu zostaliśmy zawiadomieni o 16.29, zaraz pojechaliśmy na miejsce - wyjaśniał dowódca rabczańskiej JRG Witold Sochacki. - Amoniaku już tam jednak nie było. Wcześniej zostało też ewakuowanych około 30 osób. Przybyli strażacy czekali na jednostkę ratownictwa chemicznego posiadającą specjalne i niezbędne do pomiaru stężenia groźnej substancji urządzenia. Pomimo wykonywania kilkakrotnie badań nie stwierdzono już wówczas w powietrzu amoniaku, choć zapach był cały czas wyczuwalny. - Amoniak szybko się ulatnia, a przyczyną obecnego zapachu była najprawdopodobniej pogoda - mówił Witold Sochacki. - My nic nie wykryliśmy, pomimo iż kilka razy było mierzone stężenie amoniaku w powietrzu. Teraz zadaniem dzierżawcy jest ściągnięcie serwisu, aby jednoznacznie zostało określone, czy instalacja jest sprawna, czy nie.
Dzierżawca jest jednak zdania, iż nie musiał nikogo powiadamiać o wycieku, tym bardziej iż w czasie owego zdarzenia był u niego akurat przedstawiciel serwisu, który robił próbny rozruch lodowiska. - To było jedynie usunięcie drobnej awarii spowodowanej nieszczelnością układu, przeciążony został zbyt dużym ciśnieniem zawór - mówił Ryszard Jarosz. - To była awaria pod kontrolą. Gdy się to stało, ludzie zostali zresztą natychmiast ewakuowani. Wyjaśniał nam, iż zapach wyczuwalny jeszcze długo wokół lodowiska był wynikiem prostej reakcji chemicznej polegającej na tym, że amoniak łatwo łączy się z wodą, której w wilgotny i deszczowy drugi dzień świąt nie brakowało.