Ukryte bezrobocie to jeden z największych problemów społecznych na wsi - pisze NaszDziennik.pl. Eksperci szacują, że tzw. zbędnych ludzi w gospodarstwach rolnych może być nawet milion. A rząd nie ma żadnego pomysłu, jak temu przeciwdziałać.
Teoretycznie ta armia ludzi, wśród których przeważają osoby młode, ma zatrudnienie, bo pracuje w gospodarstwach rolnych u rodziców. Z tego też powodu nie rejestrują się w urzędach pracy i nie zasilają szeregów bezrobotnych.
Jednak zdaniem specjalistów to fikcja, bo na wsi mamy ogromny problem z ukrytym bezrobociem. Wiele gospodarstw ma tylko charakter socjalny i nie zapewniają wystarczających dochodów rolnikom, a w innych jest nadmiar rąk do pracy.
- Nasze państwo zachowuje się tak, jakby tego problemu nie zauważało. Skoro bowiem ci ludzie nie rejestrują się w pośredniakach, to dla władz wszystko jest w porządku - tłumaczy Andrzej Michalski, pracownik prywatnej agencji pośrednictwa pracy.
- A z różnych badań wynika, że ukryte bezrobocie na wsi dotyczy od 600 tys. do nawet ponad 900 tys. ludzi - podkreśla. I wyjaśnia, że to zjawisko jest obecne na wsi już od ponad 20 lat, bo zaczęło się wraz z upadkiem Państwowych Gospodarstw Rolnych, a nasiliło się, gdy zaczęły bankrutować spółdzielnie i nieduże zakłady na wsi. Doszło także do masowych zwolnień w przemyśle, które dotykały często w pierwszej kolejności właśnie pracowników ze wsi.
Niestety, ci ludzie wciąż nie mają co liczyć na znalezienie pracy w mieście, a na terenach wiejskich też brakuje miejsc pracy poza rolnictwem.
„Skomplikowane przepisy prawne, gorszy dostęp do kapitału oraz niski poziom infrastruktury utrudniają rozwój przedsiębiorczości na wsi” – tak problemy z tworzeniem przedsiębiorstw usługowych lub przemysłowych na terenach wiejskich tłumaczyła w swoim raporcie fundacja Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej.
I niewiele zmieniło tę sytuację uruchomienie choćby funduszy unijnych na wsparcie przedsiębiorczości, bo potencjalni inwestorzy i tak wolą rozwijać biznes w mieście, gdzie mają ku temu lepsze warunki. A drobni przedsiębiorcy też mają problemy z rozwijaniem działalności i tworzeniem nowych miejsc pracy. Fundacja obliczała bezrobocie ukryte na wsi na ponad 900 tys. osób, z czego około 64 proc. to ludzie młodzi, do 34. roku życia.
Marną pociechą jest to, że negatywne skutki społeczne i ekonomiczne dla rodzin żyjących na wsi związane z ukrytym bezrobociem łagodzi to, że część ludzi jest zatrudniona w szarej strefie, bo praca na czarno zapewnia im dochody przynajmniej w okresie od wiosny do jesieni.
Rząd nic nie robi
Wielu ekspertów zarzuca rządowi, że nic nie robi, aby zmienić tę sytuację. Poseł Józefa Hrynkiewicz, profesor socjologii, która od lat zajmuje się badaniami nad polityką społeczną, twierdzi, że władze po prostu nie wiedzą, co zrobić z osobami biednymi i bezrobotnymi na wsi.
Podczas debaty sejmowej przypomniała, że narodowy spis powszechny wykazał, iż w Polsce jest o 1,5 mln bezrobotnych więcej, niż pokazują to oficjalne statystyki. Mamy bowiem 1 mln ludzi, którzy są faktycznie bezrobotni, bo pracują w bardzo małych gospodarstwach rolnych. Profesor Hrynkiewicz zauważyła, że przed wojną na takie osoby mówiło się "ludzie zbędni".
- Nikt nie zwrócił uwagi na to, że poziom skrajnego ubóstwa w małych gospodarstwach rolnych, mówię o 351 zł [dochodu miesięcznego] na osobę, między rokiem 2010 a rokiem 2011 wzrósł z 7 proc. do 13 proc. - podkreśliła Józefa Hrynkiewicz.
A ten ustawowy próg ubóstwa i tak jest przecież bardzo niski, więc faktyczny poziom biedy na wsi jest o wiele wyższy.
Ekonomiści nie pozostawiają złudzeń, że problemy te nie zostaną rozwiązane, dopóki nie poprawi się sytuacja polskiej gospodarki. Jeśli bowiem mielibyśmy wysoki wzrost gospodarczy, duży przyrost inwestycji, wówczas przełożyłoby się to na powstanie setek tysięcy nowych miejsc pracy. Otworzyłyby się wtedy też możliwości zatrudniania osób z rodzin rolniczych.
9011314
1