Na embargu zyskują konsumenci, bo za żywność płacą mniej. Tracą jednak eksporterzy, najbardziej z branży mięsnej. Uprawnienia eksportowe na rynek rosyjski ma 19 zakładów produkujących wołowinę i wieprzowinę oraz 14 firm drobiarskich. W ciągu 10 miesięcy 2005 roku dostarczyły tam towary za ok. 40 mln euro. Embargo jest więc dla nich bolesne. Rosjanie kupowali od nas chętnie m.in. słoninę, podgardla i podroby. Tego nie można sprzedać w Unii Europejskiej.
- Po zamknięciu granicy udało się nam znaleźć na Białorusi chętnych na część produktów. Podobnie postąpiły inne przedsiębiorstwa, więc ceny eksportowanych towarów musiały spaść. Słonina już staniała o połowę - powiedział "Rz" Henryk Cieśliński, prezes firmy Polmeat w Brodnicy.
Do niedawna część nadwyżki mięsa trafiała także na Ukrainę. Jednak 26 marca ten kraj również zamknął swoje granice przed polską wołowiną, wieprzowiną i drobiem. Mięso, którego nie da się wyeksportować, zalega w magazynach. - Koszty chłodzenia oraz spadek cen spowodowały, że miesięcznie tracimy nawet 100 tys. zł - szacuje prezes Cieśliński.
Zawiniła biurokracja
Straty ponoszą firmy, które mają w Rosji swoje przedstawicielstwa. Nie eksportują, a muszą ponosić koszty prowadzenia biur na Wschodzie. - Nie zamknęliśmy biura, ponieważ liczymy na szybkie zniesienie embarga. Nasz pracownik koordynuje handel na rynkach sąsiadujących z Rosją - mówi Andrzej Pawelczak, rzecznik Grupy Animex. Zakaz uderzył także w firmy, które nie produkują towarów objętych embargiem. Przez trzy miesiące Unilever nie mógł eksportować herbaty na rynek rosyjski. Tamtejsze służby żądały od firmy świadectw fitosanitarnych, mimo że przepisy tego nie wymagają. - Nie mogliśmy sprzedawać naszych produktów w okresie bożonarodzeniowym i noworocznym, kiedy Rosjanie kupują najwięcej herbaty. Ponieśliśmy także wydatki związane z magazynowaniem towarów i surowców - żali się Jacek Żłobiński, koordynator do spraw ceł w Unilever.
Więcej w dzisiejszym numerze Rzeczpospolitej (artykuł "Producenci tracą, konsumenci zyskują")