Miało być zdjęcie nadwyżek z rynku oraz poprawa cen skupu. A wyszło jak zwykle. Interwencja na rynku wieprzowiny utknęła w martwym punkcie i nic nie wskazuje na to, aby ruszyła na nowo.
Niskie ceny skupu wieprzowiny znacznie poniżej poziomu opłacalności zmusiły rząd do szukania pomocy dla rolników. Ponieważ klasyczny skup jest po wejściu do Unii Europejskiej zabroniony wymyślono „środek zastępczy”. Uznano, że rezerwy strategiczne państwa na wypadek wojny są zbyt małe i postanowiono powiększyć je o 70 tysięcy ton półtusz. Ale z tych planów nic nie wyszło. Do tej pory z rynku zdjęto zaledwie 23 tysiące ton mięsa.
- Skup na rezerwy odbył się nie w pełni, o 6 miesięcy za późno - mówi Wojciech Mojzesowicz – poseł PiS.
Rząd tłumaczy się, że to między innymi efekt niewielkiego zainteresowania rolników oraz firm ofertą Agencji Rezerw Materiałowych.
- Już pod koniec drugiej transzy skupu firmy skupowe zaczęły sygnalizować, że pomimo nadwyżki wieprzowiny na rynku trudno jest kupować półtusze w tym systemie - wyjaśnia Jan Krzysztof Ardanowski, wiceminister rolnictwa.
Ministerstwo rolnictwa deklaruje, że szuka też innych form rozwiązania trudnej sytuacji na rynku wieprzowiny. Otwarty jest już rynek japoński pracujemy nad chińskim. Szukamy też pieniędzy, aby uzyskać status kraju wolnego od choroby Aujeszkiego. Bez tego nie możemy handlować żywcem z większością krajów Unii.
Janusz Związek – zastępca GLW: - W tej chwili możemy tylko handlować trzodą chlewną żywą z krajami, które nie wprowadziły takiego programu.
Resort rolnictwa twierdzi, że w razie potrzeby skup na potrzeby rezerw państwowych może uruchomić ponownie. Ale przypomina, że budżet nie jest z gumy.
- Jest to rozważane. Jeżeli będzie taka potrzeba będziemy rezerwy odbudowywali, natomiast trzeba też realnie patrzeć na potrzeby finansowe budżetu. – dodaje Ardanowski.
Nadwyżka mięsa na rynku była szacowana na 130 tysięcy ton.
7537482
1