Mamy kampanii wyborczej ciąg dalszy. Oto Aula Kryształowa SGGW w Warszawie była 5 maja br. miejscem kolejnej konferencji działaczy PSL sprawujących przy boku PO władzę w naszym kraju. Tym razem tematem kampanijnych działań były płatności bezpośrednie w kontekście potrzeb, a w zasadzie konieczności reformy Wspólnej Polityki Rolnej.
Próżno było szukać na sali rolników-praktyków, licznie natomiast przybyli „rolnicy – teoretycy”, czyli naukowcy z SGGW, uniwersytetów oraz urzędnicy licznych agencji, instytucji i urzędów okołorolnych. Była więc na konferencji mowa trawa o słuszności podejmowanych działań i propozycji z jakimi na forum unijnym występuje i występować ma zamiar minister rolnictwa. Wyjątek uczynił swym dość krytycznym wystąpieniem były poseł i wiceminister rolnictwa, znany z mocnego języka– Jacek Soska. Ale oddajmy sprawiedliwość - było to pierwsze z całej serii spotkań, jakie odbywać się mają na terenie całego kraju do 3 czerwca br. a więc w czasie trwania kampanii prezydenckiej. Podsumowanie debaty ma nastąpić 17 lipca br. w Brukseli.
Na razie jest niesprawiedliwie i tę niesprawiedliwość – nierówność wysokości dopłat nasi rolnicy i najbliższi sąsiedzi znosić będą musieli jeszcze przez wiele, wiele lat, bo też nasi ministrowie nie umieli (nie mogli?) niczym tych różnic ani w kraju, ani na forum unijnym zrekompensować. Dość powiedzieć, że jeszcze w 2013 roku grecki rolnik do każdego hektara swojego gospodarstwa otrzymywać będzie dotację w wysokości 570 euro, niemiecki – 350, francuski – 300 a polski – 200. Na pocieszenie trzeba dodać, że estoński, łotewski i litewski dostaną tylko po 100 euro. Jasne i oczywiste są więc postulaty wszystkich polskich rolników – powinniśmy mieć po 2013 roku, w ramach wspólnej, unijnej polityki rolnej takie same warunki, takie same dopłaty podstawowe, żeby mieć prawo do uczciwej konkurencji na ryku żywnościowym.
Inny postulat aż wprost ciśnie się na usta – uprościć, uprościć i jeszcze raz uprościć wnioski, czyli zasady przyznawania dopłat. I odwrócić filozofię działania agencji, na czele z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która miast pomagać, wspierać ogranicza się tak na prawdę tylko do kontrolowania a to powierzchni zasiewów, a to liczby zwierząt, a to dobrze wyrysowanej mapki aż do przecinka i kropki.
Inny postulat na który z całą mocą zwracał uwagę Jacek Soska to zwiększenie budżetu na WPR z 50 do 75% całej unijnej kasy. Warto przy tym pamiętać iż całkowity budżet WPR stanowi mniej niż 1% wydatków publicznych w UE! Wobec powyższego postulat powiększenia wydatków na WPR powinni poprzeć wszyscy rolnicy a jest ich wraz z rodzinami w całej Unii 30 mln. Dlaczego wszyscy? Bo dzięki ich pracy, i rolników, i leśników na ponad trzech czwartych terytorium UE utrzymywane jest zróżnicowanie krajobrazów. Takie starania w utrzymywaniu atrakcyjności i bioróżnorodności w całym europejskim krajobrazie powinny być dosłownie i wprost doceniane, to jest w sposób uproszczony dotowane. Słowem jeśli polski minister, polscy europosłowie mieliby się naprawdę czymkolwiek wykazać, to po pierwsze zabiegając o zwiększenie budżetu na WPR i włączenie dopłat ONW i rolno-środowiskowych (wszak Polska ma najwięcej obszarów Natura 2000) do opłat obszarowych, czyli tzw. I filaru. I niechby rolnik mógł podpisywać umowy z ARiMR nie na rok ale na wiele lat z możliwością obustronnego, w wyjątkowych okolicznościach, ich wcześniejszego wypowiadania.
Zdaje się jednak, że są to tylko marzenia ściętej głowy. Jeśli kryzys jednego kraju – Grecji wywołuje tąpnięcia na giełdzie nie tylko w Nowym Jorku, ale także w Szanghaju, to co się stanie jak do Grecji dołączą jeszcze Hiszpania i Portugalia? Jeśli wskutek także tych kryzysów zaczną z Polski uciekać inwestorzy i złoty ulegnie dalszemu osłabieniu też będzie źle, bo spadnie atrakcyjność naszego eksportu, choć wzrosną dopłaty dla rolników. A na to się zanosi!
Żeby dać sobie na razie spokój z tym co się może wkrótce i w dalszej perspektywie wydarzyć mam pytanie do wicepremiera i ministra gospodarki – Waldemara Pawlaka oraz do ministra rolnictwa – Marka Sawickiego: czy mogliby przy okazji takich kampanijnych spotkań, kamuflowanych jak w przypadku SGGW – rozpoczęciem kolejnej dyskusji nad reformą WPR, odpowiedzieć na proste pytanie – co takiego szczególnego się stało, że wraz z tegoroczną wiosną, po raz pierwszy do wielu, wielu lat nawozy potaniały? Czy może gaz używany do proudkcji nawozów azotowych po podpisaniu wieloletniej umowy z „Gazpromem” nagle potaniał? A może potaniał prąd zużywany obficie w zakładach chemicznych, albo może benzyna i olej napędowy potrzebne do dystrybucji tych nawozów? A może nagle zakłady nawozowe zmniejszyły swym prezesom i reszcie pracowników płace?
I jeszcze jedna prośba – niechby i minister, i prezesi ARiMR powstrzymywali się z trąbieniem w grudniu, po południu wszem i wobec o zakończeniu w szybkim tempie wypłat dopłat dla rolników, bo ogłaszanie tych „sukcesów” powoduje, że dostawcy maszyn, nawozów i środków ochrony roślin w try miga po usłyszeniu takich komunikatów zwiększają ceny na swe produkty. Słowem może panowie przemyślą ogólnie sprawę i przestaną w opisany powyżej sposób szkodzić rolnikom.
8209688
1