Żyjemy nie tylko w dzikim ale przede wszystkim bandyckim, jak się okazuje, kraju. Świadczą o tym dzisiejsze (z 8 kwietnia 2010 r.) zeznania świadka Zbigniewa Benbenka - przewodniczącego rady nadzorczej Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych, które to zeznania z powodzeniem mogłyby zastąpić wielomiesięczny trud i zamęczanie Polaków wielogodzinnymi telewizyjnymi i radiowymi transmisjami z popisami - wystąpieniami sejmowych śledczych ze specjalnej komisji śledczej do spraw hazardu.
Pan prezes Benbenek jak krowie przy rowie tłumaczył posłom a przy okazji przed telewizorami tym, którzy w południe akurat mogli śledzić transmisję - przebieg posiedzenia komisji, na czym polega przykładanie palca do przestępczej działalności gangsterów przez parlamentarzystów i ministrów – przez podejmowane decyzje i w głosowaniach i w formie ustaw. Mechanizm jest prosty jak konstrukcja cepa – wystarczyło w latach minionych wstawić nawet do publicznego „kibla”, bo są już wszędzie – na stacji benzynowej, w sklepie, zakładzie pogrzebowym i gdzie tam jeszcze jednorękiego bandytę – automatu do gry o niskich wygranych i zarabiać, dużo zarabiać. Nawet 30 tys. zł miesięcznie. I między innymi Zbigniew Benbenek zabiegał wiele lat temu, żeby opodatkować tę rozkoszną działalność stawką 45%, czyli owych jednorękich bandytów kupowanych i wstawianych gdzie popadnie głównie przez prawdziwych bandytów – jak wynikało z zeznań świadka. Na przeszkodzie stanęli nie tylko ministrowie ale przede wszystkim posłowie. W minionych latach wyróżniała się szczególnie dobrana para posłów z SLD, ale wśród popieraczy bandytów byli posłowie wszystkich maści. Maszyny opodatkowali ryczałtem i w ten sposób „wypranie” 30 tys. zł kosztowało gangsterów 700 zł miesięcznie. Gdyby przeszła propozycja Benbenka musieliby płacić prawie 15 tys. zł podatku. I pewnie m.in. dlatego była i chyba nadal jest to najprężniej rozwijająca się dziedzina hazardu. Skutek na dziś jest taki, że Polacy na hazard wydają rocznie miliardy złotych. W 2006 r. - 8 mld zł, w 2007 r. - 12 mld zł, a w 2008 r. już 17 mld zł. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć do kogo trafiają miliardowe zyski z tej "legalnej" działalności. Nie wspominam przy tym o tragicznych, społecznych skutkach, czyli kilkuset tysiącach bardziej uzależnionych od gry, niż alkoholik, czy palacz od nałogu.
Według statystyk służby celnej w 2009 r. automatów o niskich wygranych (maksimum równowartość 15 euro) zarejestrowano w Polsce już 50 tys. W ciągu kilku miesięcy przybyło ich blisko 30 proc. Co to oznacza w praktyce? Ano tyle, że na „stare” kolektury totolotka przypadają trzy „salony” gry z jednorękimi bandytami.
Żeby postawić kropkę nad „i” – hurrarewolucjoniści, reformatorzy po 1989 r. trzy rzeczy zrobili w pierwszej kolejności: zlikwidowali wydziały przestępczości gospodarczej dawnej milicji, a więc jakby zakazując nowej policji ściganie przestępców gospodarczych. Po drugie tzw. kontraktowy Sejm zmienił łagodząc w sposób bardzo znaczny dwa paragrafy Kodeksu karnego – te mówiące o wysokich karach za wielkie afery gospodarcze. Z kolei w rolnictwie – w try miga przystąpiono do rozwalania spółdzielczości formalnie zakładanej jeszcze w XIX wieku na polskich ziemiach przez rolników. Co jeszcze? Zniszczono w trybie ekspresowym, z dnia na dzień znienawidzone przez Balcerowicza i jego kompanów wszelkie przejawy gospodarczej aktywności państwa na wsi, na czele z PGR-ami. Jakoś dziwnym trafem tak ochoczo nie rozwalano PGR-ów i spółdzielczości rolniczej ani w dawnym NRD, Czechach, Słowacji, Bułgarii, Rumunii, czy na Węgrzech. Tam jakoś potrafiono drogą ewolucji, nie rewolucji zagospodarować to co było deficytowe i niewydolne gospodarczo. U nas jakoś nie udało się u nas obronić przed zepchnięciem na dno egzystencji i braku wiary w przyszłość całej półmilionowej rzeszy pracowników wraz z rodzinami. Po rolnictwie ta sama reformatorska ekipa zabrała się za górnictwo, przemysł zbrojeniowy, stocznie i co tam jeszcze. Aha, także za służbę zdrowia, koleje, PKS-y. Pan Leszek Miller, z innej niż Balcerowicz ferajny, też dobrze chciał zrobić warstwie najlepiej zarabiających. Jak? Jednym pociągnięciem pióra i sejmową ustawą - zmniejszając najbogatszym radykalnie podatek od dochodów spółek - tzw. CIT.
Janusz Korwin Mikke, były poseł, całą tę sytuację określa w ten sposób: „Zmieniają się partie u władzy – ale koryto nadal jest pełne i wszystkie świnie się tam pchają. Obecnie mamy bandę czworga (PiS, PO, PSL i SLD) – i jest zupełnie wszystko jedno, czy u władzy jest PO z PSL, czy PiS z PSL, czy PiS z SLD, czy PO z PiS-em. Zawsze jest to samo: kradną.”
Wracając do naszych baranów – wypadałoby, żeby agencje – ARiMR i ARR opowiedziały się na przednówku jakie zamierzają podjąć działania, by ulżyć doli i niedoli polskich rolników, by nie było nieporozumień co, jakie działanie, kiedy się zacznie i kiedy się skończy. Bo wystarczyło, że tydzień temu na konferencji rozdano dziennikarzom syntetyczną informację na temat „realizacji zadań” z terminarzem tzw. działań, żeby wywołać spore zamieszanie. No chyba, że chodzi o to o czym mówił na dzisiejszym przesłuchaniu Zbigniew Benbenek a dosadniej określił Janusz Korwin Mikke.
8200480
1