Energetyka, w tym gwałtowny rozwój produkcji zielonej energii, stanie się grecką receptą na kryzys. Rozwój zielonej energetyki ma się dokonać w oparciu o niemieckie urządzenia i technologie. Niemcy chcą być także głównym importerem greckiej energii.
Ponad trzysta słonecznych dni w roku, dużo spokojniejsze od innych Morze Egejskie, krzyżujące się gazociągi i najmniej wyeksploatowane w regionie złoża surowców energetycznych – wszystko to czyni z Grecji łakomy kąsek. Tamtejszy rząd jest tego świadom i chce uczynić z energetyki koło zamachowe greckiej gospodarki. Opłaty za tranzyt gazu, prywatyzacja wciąż zdominowanego przez państwo sektora energetycznego i nowe inwestycje mają pomóc Grecji wydobyć się z kryzysu.
Doskonałe warunki naturalne Grecji, wysokie nasłonecznienie i wietrzne wybrzeża, mają dostarczyć kilku gigawatów energii elektrycznej, którą to państwo będzie mogło wyeksportować. Już są chętni na te nadwyżki. Niemcy, którzy nieukrywaną swoich ambicji przeprowadzenia rewolucji w dziedzinie pozyskiwania energii, są jednocześnie świadomi ograniczeń jakie ich klimat i położenie nakłada na wykorzystanie źródeł odnawialnych. Zdecydowanie mniejsze nasłonecznienie, wietrzne ale niespokojne wybrzeże, a jednocześnie najbardziej zaawansowane technologie i fabryki produkujące ogniwa fotowoltaiczne i turbiny wiatrowe – to dylemat Niemiec.
Rozwiązaniem wydaje się być współpraca obu państw, z których jedno dysponuje lepszymi warunkami naturalnymi, drugie zaś posiada technologie pozwalające je zagospodarować. Trudno jednak nie zauważyć, że grecki program rozwoju energetyki zbiega się w czasie z ogromnym kryzysem zadłużeniowym, z którego – w zgodnej opinii całej Europy – to Niemcy „ratują” Greków. Czas pokaże, czy współpraca obu państw będzie im dawać porównywalne korzyści.