Jest taki dowcip: stoi świnka przed kontaktem i pyta – co cię tak zamurowało? Oj, niejedną świnkę, spoczywającą w górce liczącej 170 tys. ton mięsa, zamurowałoby z wrażenia dla jak szlachetnego celu poległa. Kiedyś, kiedy Polska miała być drugą Japonią obowiązywało hasło "węgiel za banany". Dzisiaj hasło jest bardziej słuszne – "świnie za samoloty". No i nie bez znaczenia jest fakt, że to samoloty nie dla byle kogo.
Mamy 170 tysięcy ton zamrożonej wieprzowiny. Zdołano już przeliczyć, że wobec tego jesteśmy w posiadaniu 266 milionów kotletów, które można zrobić ze schabu środkowego i karkowego. Na jednego obywatela łącznie z niemowlętami, które niestety preferują mleko (może należałoby je uwzględnić przy próbie likwidacji "górki mleka"?), wypada po siedem schabowych. Do skonsumowania pozostaje nam jeszcze 22,6 mln kg szynki, 18,8 mln kg boczku i cała reszta, od której boli głowa.
Dotychczasowe pomysły na zniwelowanie świńskiej górki, która tak naprawdę powinna zyskać szczytne miano polskich świńskich Himalajów w porównaniu z wieprzowymi pagórkami Unii, niestety nie powiodły się. Jeszcze w ubiegłym roku deliberowano nad uszczęśliwieniem darmową wieprzowiną placówek budżetowych – szpitali, jednostek wojskowych, szkół, a nawet więzień. Po namyśle, czynniki nadrzędne doszły do wniosku, że to może być korupcjogenne posunięcie – no bo na przykład na jakiej zasadzie będzie się wybierało więzienia, do których trafią kotleciki – i górka spokojne rosła sobie dalej.
Jeden z krótko żyjących pomysłów, którego to narodzin byłam świadkiem , spodobał mi się szczególnie. Otóż wymyślono, by naszą świninką uszczęśliwić głodujący naród iracki. Szybko i trzeźwo oceniono jednak, że ze względów religijnych lepiej do Iraku wysłać kurczaki, a może jeszcze lepiej masło i mleko w proszku. No i dobrze, bo to mogłoby być kolejne zarzewie konfliktu.
Ostatnio, rząd optując za rozwiązaniami niekonwencjonalnymi, pragnie rozdawać wieprzowinę najuboższym. 15 tys. ton mięsa trafi do domów opieki społecznej, domów dziecka itp. Około 40 tys. ton z kolei pójdzie na zapłatę za samolot cywilny na potrzeby rządu, bo obecny, podobnie jak rząd – szwankuje. Mimo tych projektów trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd jest za mało kreatywny w niwelowaniu. Niedawno z taką zapalczywością walczył o referendum unijne, a w walce ze świńską górką wykazuje się enigmatycznymi działaniami. Przecież można wykorzystać te same narzędzia, które już raz dobrze się spisały.
Zupełnie nieroztropne jest więc zwalnianie stażystek z Punktów Informacji Europejskiej. Mogłyby kontynuować pracę w Gminnych Punktach Informacji Wieprzowej. Uzbrojone w broszurki pt. "Dwa tysiące przepisów na świńską górkę" uświadamiałyby obywateli jak przyrządzić otrzymaną z ARR wieprzowinkę. Dobrze byłoby zaopatrzyć GPIW w ulotki na temat mitów i faktów o zawartości cholesterolu w mięsie wieprzowym, by obywatelskie spożywanie odbywało się w pełnym komforcie psychicznym. Później wystarczy wysłać obywateli do punktu wydawania mięska i zorganizować przedłużony, minimum czterodniowy weekend. Niech grilują!
Wizja przepiękna, ale już zbierają się nad nią czarne chmury. Bo jak się okazuje, ta potężna góra mięsa, wkrótce może okazać się dołkiem. Od trzech tygodni cena skupu świń idzie w górę, a rolnicy zmniejszyli dostawy. Szef ARR Ryszard Pazura zawiesił od początku lipca skup interwencyjny, a jeśli i to nie wywoła spadku, zacznie rzucanie zapasów na rynek. Prywatnie obawiam się, czy przypadkiem z świńską górką nie jest tak jak z górą zboża, które miało nakarmić głodujące dzieci w Afryce. Oby się nie okazało, że świńska górka, to tak naprawdę Rów Mariański polskiego rolnictwa.