Nowy minister rolnictwa jest przeciwny wprowadzaniu w Polsce upraw GMO. Sprawy zaczynają się jednak wymykać spod kontroli. Polscy politycy, którymi tak często targają ideologiczne spory, na razie nie kłócą się o zmutowane nasiona i pasze. Na razie, bo za kulisami już rozkręca się walka o organizmy modyfikowane genetycznie (GMO).
W Wigilię minął termin odpowiedzi rządu na ostrzeżenie Komisji Europejskiej w sprawie polskiej ustawy paszowej, zakazującej stosowania pasz z GMO od sierpnia 2008 r. Bruksela uważa, że ustawa ta jest niezgodna z prawem unijnym. Co na to nowy rząd? Na razie nabrał wody w usta.
— Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wystąpiło do Komisji Europejskiej o przedłużenie terminu udzielenia odpowiedzi — mówi Iwona Chromiak z biura prasowego resortu rolnictwa.
Widmo kary
Sprawa jest poważna, a jej skutki gospodarcze dalekosiężne. Bruksela może skierować ją do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS), co grozi Polsce dotkliwymi karami finansowymi. Dlaczego więc minister rolnictwa gra na czas? Bo wie, że w razie orzeczenia ETS o niezgodności polskiego prawa z unijnym dostanie termin na usunięcia niezgodności. Dopiero w razie braku reakcji Polska może zostać ukarana grzywną. To wszystko może zająć nawet dwa lata.
Zanosi się więc na długą wyniszczającą wojnę zwolenników i przeciwników GMO. I to nie tylko w sprawie pasz. Bruksela zakwestionowała też polską ustawę o nasiennictwie, zakazującą obrotu materiałem siewnym zmutowanych roślin. Nie podoba jej się też restrykcyjny projekt nowej ustawy o GMO, nad którym pracuje resort środowiska.
Choć polsko-unijną wojnę w tej sprawie rozpoczęła poprzednia ekipa rządząca, to nowy minister środowiska zapowiedział już, że chce kontynuować linię poprzedników. Nowy minister rolnictwa oświadczył zaś, że jest przeciwny wprowadzaniu w Polsce upraw roślin GMO, ale zakazu stosowania zmodyfikowanych pasz nie popiera.
Problem jest jednak nie tyle polityczny, ile ekonomiczny (patrz infografika). Dlatego zakulisowa rozgrywka o GMO się zaostrza. Okazuje się np. że mimo ustawy zakazującej obrotu nasionami GMO, w Polsce pojawiło się w roku 2007 około 300 hektarów upraw transgenicznej kukurydzy. Przyznaje to oficjalnie nawet Polski Związek Producentów Kukurydzy.
— Takie uprawy są nielegalne — oburza się Janusz Wojciechowski, europoseł PSL-Piast.
I ostrzega przed wzmagającym się lobbingiem międzynarodowych firm biotechnologicznych, które handlują nasionami GMO.
Biskup jest za
Innego zdania są zainteresowane firmy.
— Unia Europejska dopuszcza uprawę roślin GMO, które jak np. kukurydza MON810, są dużo bardziej odporne na szkodniki i wydajniejsze niż zwykłe odmiany. Polskie prawo też nie zabrania uprawy GMO. W ustawie o nasiennictwie nie ma o tym ani słowa. Jest natomiast zakaz obrotu materiałem siewnym GMO i inne ograniczenia — twierdzi Robert Gabarkiewicz reprezentujący Monsanto Polska, oddział amerykańskiej firmy produkujący środki ochrony roślin i nasiona GMO.
Zapewnia, że Monstanto Polska nie sprzedaje zmodyfikowanych nasion naszym rolnikom, choć oczywiście jest tym zainteresowane. Podkreśla, że uprawa roślin GMO na świecie od 11 lat rośnie w tempie przekraczającym 10 proc. rocznie, a w 2006 r. łączna powierzchnia tych upraw przekroczyła 100 mln ha.
W wojnę o GMO zaangażowanych jest coraz więcej osób. Są wśród nich naukowcy piszący do władz i mediów apele o otwarcie się na nowe technologie, ekolodzy straszący konsumentów zagrożeniami płynącymi ze spożywania żywności GMO, rolnicy marzący o lepszych plonach, a nawet arcybiskup Józef Życiński przekonywał niedawno wiernych podczas mszy, by nie bali się żywności GMO i zachwalał jej potencjalne zalety — np. zmutowanego ryżu zawierającego witaminę A.
6851328
1