Pierwszą w kraju hodowlę zajęcy założono w lesie w okolicach
podświebodzińskiego Zagórza. Na 20 ogrodzonych hektarach żyje 60 szaraków
„importowanych” z Kujaw.
Stado zajęcy liczy 20 samców i 40 samic. Przed
lisami i jenotami chroni je podwójna siatka i drut pod napięciem. Jastrzębie i
kruki odstrasza stróż, który dogląda hodowlanych szaraków. Jeśli dodać do tego
dostatek marchewki, mamy zajęczy raj.
- Jestem myśliwym od
wielu lat i od dawna nie widziałem już zająca – mówi szef zielonogórskiego
Polskiego Związku Łowieckiego Zdzisław Rudkiewicz. – Już od lat myśliwi z
naszego koła zajęcy nie strzelają. Po prostu ich nie ma.
Jak twierdzą nie
tylko myśliwi, w latach 90. było szaraków znacznie więcej. Od lat naukowcy
głowią się dlaczego popularny szarak nagle znalazł się na granicy wyginięcia.
Ich zdaniem, winne są warunki atmosferyczne, chemia używana przez rolników,
drapieżniki oraz choroby. Nadleśniczy nadleśnictwa Świebodzin Lech Kołdyka
ma nadzieję, że hodowla w okolicach Zagórza przywróci zające lubuskiej
przyrodzie. - Z zagrożeń nie udało nam się wyeliminować tylko warunków
atmosferycznych i chorób – mówi nadleśniczy Kołdyka. Program hodowli
nadzoruje prof. Roman Dziedzic specjalista od zwierzyny drobnej z Akademii
Rolniczej w Lublinie. - Przyznam się, że jestem więcej niż sceptykiem –
mówi przyrodnik z Uniwersytetu Zielonogórskiego Leszek Jerzak. – Najpierw
powinniśmy zbadać przyczyny problemów tego gatunku, wyeliminować je, a dopiero
później zacząć pracować nad populacją. Zające z tej hodowli, nawet wychowywane w
warunkach niemal naturalnych, nie poradzą sobie na wolności. Tutaj L.
Jerzak podaje przykład Brandenburgii, gdzie wydaje się fortunę, aby przywrócić
naturze dropie – ptaki, które zginęły z niemieckiego krajobrazu. Są to jak na
razie pieniądze wyrzucane w błoto. - Prowadzimy centralny program rozwoju
zwierzyny drobnej, przede wszystkim zająca i kuropatwy – dodaje Z.
Rudkiewicz. – W ubiegłym roku wypuściliśmy na wolność prawie 700 sztuk kuropatw.
Na młode zające niecierpliwie czekamy, chętnie weźmiemy udział w ich
wprowadzaniu do natury. Zające do nadleśnictwa Świebodzin przyjechały z lasów
woj. kujawsko-pomorskiego. Przygotowano im specjalnie wydzielony teren.
Pozostawiono krzaki i gałęzie do krycia się przed latającymi drapieżnikami oraz
ugory. Siatka ogrodzenia została wkopana w ziemię na pół metra. Na razie powodzi
im się znakomicie, dokarmiane są marchewką, kapustą i burakami. Wkrótce szaraki
będą musiały zdobywać jedzenie na własną łapę. Na polu znajdującym się na
zajęczej farmie zostaną wysiane – bez użycia chemicznych preparatów – owies,
łubin, koniczyna, gorczyca, topinambur. Jeśli szaraki poczują się dobrze, zajmą
się... rozmnażaniem. Młode przychodzą na świat nawet cztery razy w roku. W
warunkach naturalnych samica rodzi nawet 12 młodych. W naturze blisko 70 proc. z
nich ginie. - Mam nadzieję, że w półdzikich warunkach uda się nam
wychować do 50 proc. młodzieży – mówi L. Kołdyka. Zające z hodowli pod
Świebodzinem będą trafiać do lasów w całym kraju. Odbiorą je również koła
łowieckie. Prawdopodobnie zostanie wprowadzony dwuletni okres ochrony przed
odstrzałem.