Rolnictwo się zmienia. Aż trudno uwierzyć, że co piąte gospodarstwo nic nie sieje, a niemal co drugie nie chowa żadnych zwierząt. Czy są to jeszcze gospodarstwa rolne?
Te zaskakujące fakty pochodzą z powszechnego spisu rolnego, przeprowadzonego w 2002 roku. Jeszcze większe zdumienie wywołuje liczba gospodarstw podawana przez GUS - sięga prawie 3 mln. Zastosowaliśmy - wyjaśniają statystycy - klasyfikację gospodarstw według wzoru unijnego. A polega on - najkrócej mówiąc - na określeniu typu rolniczego i wielkości ekonomicznej gospodarstwa.
Podstawą obu kategorii jest tzw. standardowa nadwyżka bezpośrednia, która w Unii Europejskiej wynosi około 5 tys. zł, przeliczając euro na złote.
Jasne, że po wstąpieniu do Unii, mając w perspektywie korzystanie z funduszy wspólnej polityki rolnej, należy się posługiwać takimi samymi kryteriami oceny gospodarstw, jakie obowiązują we wspólnocie. Tym bardziej że wielkość ekonomiczna więcej mówi o gospodarstwie niż posiadane hektary. Na razie u nas liczą się wciąż hektary. Jednak naukowcy, którzy dokonują różnych analiz wyników spisu powszechnego, wychodzą poza to jedno kryterium. Ale nadal posługują się przyjętą definicją: gospodarstwo rolne musi mieć co najmniej 1 ha użytków rolnych.
Takich gospodarstw w 2002 roku GUS zarejestrował 1.956 tys. - o 91 tys. mniej
niż podczas poprzedniego spisu rolnego w 1996 roku. Przeciętny obszar
gospodarstwa zwiększył się nieznacznie - do 8,44 ha. Pozornie rolnictwo niewiele
się zmieniło. W rzeczywistości działo się bardzo dużo.
W szybkim tempie
przybywało gospodarstw, które rezygnowały z produkcji rolnej i to we wszystkich
grupach obszarowych - od najmniejszych do największych. Najczęściej wycofywały
się z produkcji gospodarstwa najmniejsze: 38 proc. nic nie sieje i aż 77 proc.
nie trzyma w ogóle zwierząt. Gospodarstw, które zaprzestały cokolwiek
produkować, było ponad 330 tys. Tylko na własne potrzeby prowadziło produkcję
ok. 200 tys. gospodarstw - 10,5 proc. Powtórzmy pytanie: czy są to jeszcze
gospodarstwa rolne?
Jeśli nic nie produkują, to - zdaniem prof. Wojciecha Józwiaka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Ţywnościowej - nie zasługują na miano gospodarstwa rolnego, które powinno sprzedawać swe produkty, żeby mieć dochody na rozwój i utrzymanie rodziny. Takich gospodarstw, które sprzedawały swe produkty, było nieco ponad 1,4 mln.
A gospodarstwa tylko z nazwy rolne czerpały dochody z różnych śródeł, głównie z działalności pozarolniczej. Gospodarczą działalność pozarolniczą w 2002 roku prowadziło 13 proc. gospodarstw, a przed sześciu laty - od 7 do 8 proc. Takich gospodarstw, które prowadziły tylko działalność pozarolniczą było 2,2 proc.
Rezygnację z działalności rolniczej przyspieszała zła koniunktura, która powodowała nieopłacalność produkcji na słabych glebach i w małej skali. Wiele wskazuje - podkreślają eksperci - że przyczyniał się do tego również system ubezpieczenia społecznego rolników, ponieważ nie wymagał od użytkownika gospodarstwa prowadzenia działalności rolniczej. Pod "płaszczykiem" gospodarstwa rolnego rozwijano działalność pozarolniczą, a więc korzystano z mniejszego opodatkowania i kilkakrotnie tańszego ubezpieczenia społecznego w KRUS.
Zmiany rolnictwa najlepiej widać na podstawie analizy poszczególnych grup gospodarstw - od najmniejszych do największych. Mając do dyspozycji dane z dwóch spisów powszechnych, z lat 1996 i 2002, naukowcy IERiGŢ oceniali nie tylko zmiany obszarowe, ale i żywotność gospodarstw, wynikającą z powiązań z rynkiem, aktywności produkcyjnej, inwestycji, korzystania z kredytów itp. - Podzieliłem gospodarstwa - mówi prof. Wojciech Józwiak - na cztery grupy.
Najmniejsze gospodarstwa - do 5 ha, a średnio niecałe 3 ha - stanowią blisko 60 proc. wszystkich, ale dysponują tylko 17 proc. użytków rolnych. Jedna czwarta nic nie produkuje, bo właściciele mają pozarolnicze śródła dochodów. Większość produkuje na własne potrzeby. A tylko kilka procent ma kontakt z rynkiem, modernizuje się oraz inwestuje. Sytuacja większości najmniejszych gospodarstw jest zła.
Szybko ubywa gospodarstw małych i średnich, liczących od 5 do 20 ha, średnio - 11 ha. Mimo to stanowią nadal 1/3 gospodarstw i dysponują ponad 40 proc. ziemi. W tej grupie jest najwięcej gospodarstw, które mają grunty złej jakości i prowadzą typową produkcję, głównie nastawioną na chów bydła. Jednak mała skala produkcji zwierzęcej utrudnia jej modernizację. Większość gospodarstw będzie mieć duże kłopoty z przystosowaniem się do nowych warunków. W dość korzystnej sytuacji jest około 10 proc. gospodarstw, dzięki intensywnej produkcji owoców i warzyw. Inwestują i są aktywne na rynku.
Najbardziej dynamiczne są gospodarstwa, które prof. Wojciech Józwiak określił
jako "duże indywidualne". Mają od 20 do 200 ha, przeciętnie - 40 ha. Szybko
rośnie ich liczba oraz ilość ziemi, którą dysponują, a także udział w produkcji
towarowej. Stanowią już blisko 6 proc. gospodarstw i mają prawie 1/4 gruntów.
Intensyfikują produkcję, dużo inwestują, co prowadzi do rozszerzonej reprodukcji
majątku. Dokonały ekspansji na rynek, zwiększając swój udział do ok. 30 proc.
Jest to efekt nie tylko ich dynamizmu, ale i wycofania się z rynku mniejszych
gospodarstw.
Zmalała liczba gospodarstw tzw. wielkotowarowych, a także ilość
użytkowanej ziemi, którą głównie dzierżawią. Mają 200 ha i więcej gruntów,
średnio - około 900 ha. Wytwarzają 20 proc. produkcji towarowej, ale zmniejszył
się ich udział na rynku. Prowadzą najbardziej intensywną produkcję, dużo
inwestują, choć ostatnio z mniejszym rozmachem. I co ciekawe: rośnie im
konkurent - drapieżne gospodarstwa "duże indywidualne".
Powinno się - zdaniem prof. Wojciecha Józwiaka - zweryfikować błędne opinie o powolnym tempie zmniejszania liczby gospodarstw i zwiększania średniego ich obszaru. W latach 1996-2002 ubywało rocznie 49,8 tys. gospodarstw, a zatem średnio - 2,8 proc. Przeciętny obszar gospodarstwa zwiększył się do 11,83 ha, a nie do niespełna 8,5 ha, jak wynika ze spisu powszechnego. Te fakty rozbijają mity o rolnictwie, które się rzekomo nie zmienia. Przeciwnie - jest w ruchu, zmienia się i to w szybkim tempie.