Leszkowi Balcerowiczowi za dalszą współpracę już miesiąc temu podziękował Lech Kaczyński, wtedy jeszcze kandydat na prezydenta. Zapowiedział, że gdy zasiądzie w Pałacu Namiestnikowskim nie wysunie ponownie jego kandydatury do fotela szefa NBP. Obecna kadencja Leszka Balcerowicza upływa w 2007 r. Być może z posadami będą musieli pożegnać się też pozostali członkowie Rady Polityki Pieniężnej, z "przyczyn leżących po stronie zakładu pracy", czyli z powodu likwidacji etatów. W Sejmie zasiadają przynajmniej trzy partie, które uważają RPP za organ zbędny: PiS, Samoobrona i LPR. Każda z nich opowiada się za nowelizacją ustawy NBP, po to, by ciężar odpowiedzialności za politykę monetarną państwa przenieść z banku centralnego na rząd.
To już było
Nad RPP nie po raz pierwszy gromadzą się czarne chmury. Trzy lata temu stosunki między rządem SLD-PSL a Radą były tak napięte, że w mediację włączył się prezydent próbując załagodzić spór. Nie na wiele się to zdało: na linii premier-szef NBP nie przestało iskrzyć. SLD nie zawahało się wyprowadzić na ulice związkowców z OPZZ, którzy 22 czerwca 2002 r. zjechali do Warszawy, by w imieniu społeczeństwa zaprotestować przeciwko polityce banku centralnego. Demonstracja przerodziła się w regularną bitwę z policją, a jedynym jej widocznym efektem była zniszczona fasada budynku NBP.
Niedługo potem odbył się żenujący spektakl w Sejmie związany z głosowaniem nad uchwałą wzywającą Radę do wspierania polityki gospodarczej rządu, kiedy to posłowie nie szczędzili inwektyw pod adresem tego gremium i jej przewodniczącego, Leszka Balcerowicza.
Ponieważ te niewyszukane sposoby wywierania presji na NBP nie przyniosły skutku koalicja postanowiła zmienić ustawę o banku centralnym: powiększyć skład RPP o sześć osób i narzucić je obowiązek wspierania polityki rządowej. W praktyce przyjęcie tych zmian równało się ograniczeniu niezależności Rady. Podczas głosowania nad projektem w Sejmie ponownie doszło do godnych pożałowania wystąpień poselskich. Józef Cepiel z Samoobrony nazwał RPP kliką finansową, darmozjadami ekonomicznymi i paranoikami. Warto odnotować, że na to skandaliczne wystąpienie w ogóle nie zareagował prowadzący obrady marszałek Marek Borowski.
Rząd SLD-PSL zabrał się w końcu za pensje członków rady, postulując "urealnienie" ich wynagrodzeń, bo, jak powiedział ówczesny szef komisji finansów publicznych, poseł Czerniawski z SLD: "jaka praca taka płaca".
Zdjąć ciężar z barków państwa
Podczas tej nagonki za utrzymaniem niezależności RPP konsekwentnie opowiadał się prezydent Aleksander Kwaśniewski. Obecnie Rada raczej nie ma co liczyć na przychylność Pałacu Namiestnikowskiego. PiS od dawna opowiada się za likwidacją tego ciała.
Chcemy zdjąć z barków państwa różne niepotrzebne ciężary. Rada jest nieuzasadnionym, i kosztownym powielaniem kompetencji zarządu NBP – powiedział "Gazecie Wyborczej" kilka miesięcy temu obecny premier Kazimierz Marcinkiewiecz. I chociaż teraz na każdym roku podkreśla, że jest za utrzymaniem niezależności RPP i banku centralnego to deklaracje te trudno pogodzić z programem PiS, który w wielu punktach rozmija się, a w innych jest zupełnie sprzeczny z polityką realizowaną przez radę.
Partia braci Kaczyńskich uważa, że stopy procentowe w Polsce są zdecydowanie za wysokie i trzeba śmielej zabrać się za ich obniżanie. Cezary Mech, jeden z najważniejszych ekspertów ekonomicznych PiS niedawno pytał publicznie dlaczego stopy procentowe są u nas wyższe niż w krajach eurolandu, skoro mamy niższą inflację. Kazimierz Marcinkiewicz jeszcze podczas kampanii wyborczej mówił Radiu PIN: Przy tej inflacji, tej stabilności finansowej, zapowiadanej przez nas kotwicy budżetowej (chodzi o plan utrzymania deficytu budżetowego na poziomie 30 mld zł - przyp. red.) jestem przekonany, że prawie co miesiąc można obniżać stopy.
Nie po drodze do eurolandu
Na tym nie koniec różnic. PiS zupełnie nie po drodze z RPP na drodze do euro. Podczas gdy Rada widziałaby Polskę w eurolandzie jak najwcześniej, Prawu i Sprawiedliwości wcale tam nie spieszno. Po pierwsze, ponieważ uważa, że przyjęcie wspólnej waluty ograniczy możliwość wpływania na gospodarkę poprzez kształtowanie polityki pieniężnej, po drugie - partia woli zaczekać, żeby przyjrzeć się jak po przyjęciu euro radzić sobie będą inne kraje naszego regionu.
PiS zupełnie inaczej widzi też rolę RPP, za główny jej cel postrzegając nie walkę z inflacją, lecz obowiązek wspieranie polityki gospodarczej rządu. Żeby jednak zmienić priorytety Rady, trzeba znowelizować ustawę o NBP. W obecnym Sejmie są spore szanse na przegłosowanie takiego projektu. Za likwidacją, albo co najmniej zmianą kompetencji tego gremium, otwarcie opowiada się LPR oraz Samoobrona. Długo nie trzeba byłoby przekonywać też PSL, które w poprzedniej kadencji należało do najaktywniejszych przeciwników Rady.