Nie będzie dalszych ułatwień w zatrudnianiu cudzoziemców. Rząd twierdzi, że obecne przepisy mimo, że nikt nie chce z nich korzystać są wystarczające. Dla rolników, którym często brakuje rąk do pracy oznacza to dalsze problemy z inspekcją pracy, strażą graniczną oraz sądami.
Pan Tadeusz Mantorski sadownik z okolic Grójca na początku czerwca został ukarany przez sąd grodzki grzywną w wysokości 3 tysięcy złotych. Powód? Nielegalne zatrudnienie dwóch Ukraińców przy zbiorze owoców. Teoretycznie od 20 lipca takie sytuacje już nie powinny się zdarzać. W życie weszły nowe przepisy, które ułatwiły zatrudnianie cudzoziemców z krajów ościennych. Z takiej możliwości skorzystało 1000 osób.
Sadownicy twierdzą natomiast, że procedury są zbyt skomplikowane i długotrwałe. I nie rozwiązują problemu braku rąk do pracy na wsi.
Obowiązujące od lipca przepisy znoszą wobec obywateli krajów ościennych przymus uzyskania zezwolenia na pracę. Zamiast tego wystarczy, że cudzoziemiec zdobędzie w polskim konsulacie wizę pracowniczą, a pracodawca złoży w powiatowym urzędzie pracy odpowiedni wniosek. Sadownicy krytykują takie rozwiązanie twierdząc, że zmusza to ich do wyjazdu np. na Ukrainę i szukania odpowiednich ludzi. Woleliby, aby wszystkie procedury załatwiać tu w Polsce. Rząd nie widzi takiej możliwości.
- Wydaje się, że te przepisy są na tyle uproszczone, że nie znajdują żadnego precedensu chociażby w państwach ościennych. – mówi Janusz Grzyb - z ministerstwa pracy i polityki społecznej.
Szacuje się, że w polskim zagłębiu owocowym w rejonie Grójca i Warki brakuje nawet kilkunastu tysięcy rąk do pracy.