Jedni chcą mniej, drudzy więcej – drobiowy rynek wciąż nie może wydostać się z kryzysu. Oczekiwania kupujących są dalekie od proponowanych przez sprzedających. Jeśli rośnie zainteresowanie, to automatycznie rosą ceny. Tak było np. wczoraj. Do wtorku mrożone kurczaki kosztowały niespełna 5 złotych za kilogram. Jednak wielu klientów giełd towarowych chciało uzupełnić zapasy. Na reakcję producentów nie trzeba było długo czekać – cena kilograma wzrosła nawet o 50 groszy.
Podwyżki, to jedyna możliwość sprzedaży z minimalnym zyskiem, skarżą się producenci, ale kupujących ten argument nie przekonuje. Wyższe ceny okazały się dla nich progiem nie do przejścia, a słaby i tak do tej pory handel, kompletnie wyhamował. Nie ma chętnych na filety z piersi, a umowy na kupno udek czy skrzydełek są rzadkością. Do większych transakcji praktycznie nie dochodzi, a przetwórcy drobnych zakupów dokonują na rynkach lokalnych.
Odkładające się góry drobiu, mógłby rozładować eksport, ale ten praktycznie stoi. Główny powód – brak odbiorców ze wschodu i wypieranie z zachodniego rynku naszego mięsa przez tańszy towar z Brazylii.
W magazynach można dzisiaj znaleźć dowolną ilość prawie każdego surowca. Według handlowców można mówić o zwiększonym zainteresowaniu podrobami, głównie sercami i żołądkami. Ale wzrost cen i w tym przypadku skutecznie hamuje handel. Niebezpiecznie rośnie też góra odkładających się wątróbek.