Do Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu trafił w ubiegłym tygodniu akt oskarżenia w sprawie nadużyć w Przedsiębiorstwie Produkcji Sadowniczej Grudynia SA. Wśród siedmiu oskarżonych jest znany śląski kardiolog, prof. Stanisław P. Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
Kardiolog był przewodniczącym Rady Nadzorczej i głównym akcjonariuszem Grudyni, która w 1994 roku została sprywatyzowana przez opolski oddział Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Rok później spółka, w której P. miał 76 proc. udziałów, przestała regulować swoje należności. AWRSP poszła do sądu, a Stanisław P. podjął działania, które zaprowadziły go na ławę oskarżonych. Prokuratura zarzuca Stanisławowi P., że próbował uniemożliwić egzekucję komorniczą, wyprowadzając na zewnątrz majątek spółki. Było to działanie na szkodę wierzyciela. AWRSP oceniła swoje straty na 8 mln 120 tys. złotych, a po doliczeniu odsetek i innych kosztów - na 10 mln 850 tys. złotych. Ten sam proceder uznany został za działanie na szkodę firmy Grudynia SA. Wyprowadzenie całego majątku ruchomego i nieruchomego praktycznie uniemożliwiło firmie działalność i doprowadziło ją do upadku. Stanisław P. odpowie też za to, że - według prokuratury - miał nakłaniać członków zarządu do niezgłaszania wniosku o upadłość, choć wiedział, że spółka jest niewypłacalna.
Wszystkie te działania miały sprawiać wrażenie legalnych. Decyzje Zarządu były zatwierdzane przez Radę Nadzorczą i Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy. Rzecz w tym, że prof. P. był nie tylko przewodniczącym Rady Nadzorczej, ale tak naprawdę zastępował Walne Zgromadzenie, bo miał większościowy pakiet udziałów. Prokuratura uznała, że pozorna kolegialność decyzji Walnego Zgromadzenia nie może przesłaniać faktu, że decyzje zależały od jednej osoby. A to pozwala obecnie na ,zindywidualizowanie winy".
- Obserwując poczynania Zarządu, Rady Nadzorczej i Walnego Zgromadzenia można dojść do wniosku, że miały na celu zaspokojenie wyłącznie roszczeń prof. Stanisława P. i osób z nim związanych - mówi Roman Wawrzynek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Prof. P. nie przyznaje się do winy. Ma zakaz opuszczania kraju, zatrzymano mu paszport i musiał wpłacić poręczenie majątkowe w wysokości 100 tys. złotych.