Biada mleczarniom o kiepskiej kondycji finansowej, które ratunek widzą w przejęciu przez większe i silniejsze firmy. Chętni do łączenia się na polskim rynku wciąż są, ale szukają partnerów o silnej pozycji ekonomicznej, a nie bankrutów.
Rozdrobnienie to jeden z największych problemów, z jakimi boryka się nasze mleczarstwo. Firm zajmujących się przetwórstwem mleka wprawdzie ubywa, ale wciąż jest nam daleko do średniej europejskiej. Nawet te polskie koncerny, które z przejęć i fuzji zrobiły swoistą specjalność nie w są w pierwszej dwudziestce największych mleczarni w Europie.
Edmund Borawski – prezes OSM „Mlekpol” – "Aktualnie nie przewidujemy połączenia z innymi podmiotami mleczarskimi, natomiast jesteśmy zawsze otwarci na takie rozmowy pod awrunkiem, że są to podmioty o ustabilizowanej sytuacji gospodarczej, a nie zadłużone."
To w mleczarstwie nowy trend. Dotychczas przejęcia najczęściej odbywały się wtedy, gdy jakaś mleczarnia wpadła w kłopoty i aby ratować się przed bankructwem szukała dużego podmiotu, któryby ją kupił. Teraz sytuacja odwróciła się, łączą się ci, którzy chcą, a nie muszą. Tak jest w przypadku radzyńskiej spółdzielni „Spomlek”, która przejmuje mleczarnię w Elblągu.
Edward Bajko – prezes OSM „Spomlek” - "To wynika z chęci obu stron, a nie z takiego powodu, że jak to bywa najczęściej słabsza czy mniejsza spółdzielnia jest do tego zmuszona złą sytuacją ekonomiczną, to nie jest ten przypadek - Elbląg nie musiał się z nami łączyć, Elbląg jest w normalnej dobrej sytuacji ekonomicznej."
Szacuje się, że w momencie wejścia Polski do Unii Europejskiej działało 300 mleczarni. Teraz ich liczba spadła do około 260.