Od otwarcia unijnych granic nasz eksport żywności ani na chwilę nie przestał rosnąć, i to pomimo umocnienia złotego. Unijne firmy zaczynają coraz bardziej obawiać się konkurencji z Polski.
Od stycznia do końca września polskie firmy wysłały za granicę żywność za ponad 5 mld euro, czyli o 36 proc. więcej niż rok temu - wynika z najnowszych danych Fundacji Programów Pomocy dla Rolnictwa (FAPA). Nasze dodatnie saldo w handlu żywnością podwoiło się.
Największym odbiorcą żywności z Polski jest Unia Europejska, gdzie trafia niemal trzy czwarte eksportu. W ciągu trzech kwartałów tego roku wartość polskiej żywności wysłanej na ten rynek wzrosła o 40 proc.
- To, że szybko rośnie eksport polskiej żywności, jest wielkim sukcesem. Ale zaczyna stanowić pewien problem, bo coraz więcej naszych konkurentów w Europie zaczyna się tego obawiać - mówi Andrzej Kalicki, dyrektor zespołu monitoringu zagranicznych rynków rolnych FAPA.
W ostatnich dniach prasa norweska oskarżała polską firmę Biernacki Agro Rydzyna o eksport mięsa zatrutego salmonellą, choć norweskie władze weterynaryjne nie wykryły żadnej bakterii przy wjeździe towaru tej firmy do Norwegii. Latem duńska prasa twierdziła, że maliny importowane z Polski są zatrute.
Wytłumaczeniem dla tego typu incydentów może być gwałtowny wzrost popytu na polską żywność. W trzech kwartałach tego roku polskie przychody z eksportu mięsa wzrosły o 57 proc. w porównaniu z takim samym okresem ubiegłego roku.
Oprócz wyrobów mięsnych najwięcej wysyłamy za granicę przetworów z owoców i warzyw, słodyczy oraz nabiału. Po trzech kwartałach tego roku handel produktami mlecznymi osiągnął wartość 650 mln euro - więcej niż w całym, uznawanym za znakomity, 2004 roku. Za granicę wysłaliśmy 481 tys. ton produktów mleczarskich, czyli o 68 proc. więcej.
- Moglibyśmy stać się mlecznym zapleczem Europy, ale mamy za niskie limity produkcji przyznane przez Brukselę. Według naszych obliczeń, kwota mleczna przyznana Polsce powinna być o 50 procent większa - twierdzi Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich. Dodaje jednak, że opłacalność eksportu spada. W jego ocenie nasze zakłady mleczarskie zarobią w złotych o ok. 200 mln zł mniej niż przed rokiem.
- Jeśli Unia obawia się naszych nadwyżek żywności, powinna nam pomóc ulokować je na rynkach trzecich, np. w Rosji - uważa Andrzej Kalicki.
Przypomnijmy, że od dwóch tygodni Rosjanie nie przepuszczają przez granicę naszego mięsa, zboża, pasz, przypraw, świeżych i suszonych warzyw, owoców oraz kwiatów. Moskwa uważa, że władze w Polsce nie sprawują dostatecznej kontroli nad wydawaniem certyfikatów zezwalających na eksport tych produktów do Rosji. Zdaniem polskich przedsiębiorców zrzeszonych w Klubie Eksportera polski rząd powinien w większym stopniu promować nasze produkty na rynkach zagranicznych. Bruksela pokrywa połowę kosztów promocji naszej żywności za granicą. W styczniu ruszy polska akcja reklamowa promująca spożycie soku marchwiowego na rynku bułgarskim i rumuńskim. Unia dopłaca też do wysyłania naszych produktów poza rynek europejski.
- Polscy przedsiębiorcy bardzo dobrze sobie radzą z wykorzystaniem unijnych dopłat eksportowych. Pomagają one zwłaszcza w eksporcie wołowiny, mleka i cukru na rynki pozaunijne - mówi Radosław Iwański, rzecznik Agencji Rynku Rolnego.
Od początku ARR wydała na subwencje eksportowe 378 mln zł, z czego aż 160 mln zł dopłaciła do eksportu cukru, a około 100 mln zł do produktów mleczarskich.