Unia Europejska bardzo czujnie śledzi wszelkie nieprawidłowości we wdrażaniu uchwalanego przez nią prawa. We wrześniu Komisja Europejska zagroziła nam Trybunałem w sprawie niewdrażania dyrektywy o zamówieniach publicznych dotyczących broni, amunicji i materiałów wojennych. Ale to nie wszystko. Właśnie dowiedzieliśmy się, że grozi nam kolejna kara - za opieszałość we wprowadzaniu dyrektywy energetycznej i dotyczącej opłat lotniskowych. Może ona wynieść nawet 160 tys. euro dziennie.
Polska jak dotąd nie wdrożyła dyrektywy energetycznej, która zobowiązuje nas do otwarcia rynku energii na konkurencję. Konkurencja to rzecz bezspornie dobra, tyle że Unia Europejska raczej sama ma problem z zachowaniem zasady konkurencyjności. Dość przypomnieć, że przepisy dotyczące sprowadzania aut z Korei Południowej są tak skonstruowane, że import aut z tego kraju może być poważnie utrudniony. Wszystko po to, aby chronić europejskie koncerny motoryzacyjne. Na import wielu produktów spożywczych spoza unii trzeba mieć specjalne pozwolenie, co jak widać również nie ma nic wspólnego z konkurencyjnością na rynku. Przykładów na awersję do wolnej konkurencji można podać więcej. Ale to tylko jeden z wielu przykładów unijnej hipokryzji. W każdym razie nie zastosowanie się do tej dyrektywy może nas dziennie kosztować 84 tys. euro.
Kolejnym zarzutem pod naszym adresem jest nie wdrażanie przepisów odnośnie opłat lotniskowych. Chodzi o to, aby opłaty były przejrzyste, niedyskryminujące a ceny biletów nie były zawyżane. Za każdy dzień zwłoki może nam być naliczone 75 tys. euro.
Jeśli Polska do czasu wydania orzeczenia przez Trybunał Sprawiedliwości wdroży dyrektywy, być może uniknie kar. Na szczęście trochę czasu na to ma, gdyż orzeczenie zapadnie nie wcześniej niż za kilka miesięcy, a nawet być może za kilka lat.
Co jakiś czas Bruksela w ten sposób próbuje zmobilizować nasz kraj do wdrażania unijnych przepisów. Polska jest na ostatnim miejscu pod względem wprowadzania w terminie unijnego prawa spośród wszystkich państw UE.