Blisko, coraz bliżej. Ptasia grypa jest już w azjatyckiej części Rosji i Kazachstanie. Weterynarze obawiają się, że wraz z jesiennymi wędrówkami ptaków wirus może dotrzeć także do Polski.
Ze strony bocianów żadne niebezpieczeństwo na pewno nam nie grozi. Ale w najbliższych tygodniach naukowcy z niepokojem będą obserwować ptaki, które ze Wschodu przelatują nad Polską w drodze do ciepłych krajów. To właśnie wędrowne ptaki przeniosły wirus ptasiej grypy z Azji Płd. Wsch. na Syberię i do Kazachstanu. Teraz niebezpieczeństwo jest bardzo blisko.
Aby zminimalizować ryzyko Unia Europejska całkowicie zamknęła swoje granice przed żywym drobiem, mięsem drobiowym oraz pierzem, jajkami i ptakami ozdobnymi.
Nawet jeżeli część ekspertów uważa, że epidemia nam nie grozi Inspekcja Weterynaryjna woli dmuchać na zimne. Przeniesieni wirusa ptasiej grypy do Polski oznaczałoby bowiem potężne straty nie i to tylko dla rolników hodujących drób. Kłopoty czekałyby także przemysł drobiarski, który od dnia wejścia do Unii Europejskiej z powodzeniem eksportuje mięso drobiowe do całej Europy. Wybuch epidemii oznaczałby embargo na nasze mięso. Duże wydatki czekałby także Skarb Państwa, który musiałby wypłacić rolnikom odszkodowania.
Ponieważ na ptasią grypę nie ma szczepionek w walce z nią stosuje się tzw. taktykę spalonej ziemi. Zgodnie z obowiązującymi procedurami po wykryciu wirusa na jednej fermie trzeba wybić drób we wszystkich fermach w promieniu 5-7 kilometrów. Inspekcja Weterynaryjna uważa, że przy ewentualnym wybuchu epidemii ptasiej grypy w Polsce będzie ona miała bardzo gwałtowny przebieg zwłaszcza w rejonach o dużej koncentracji drobiu.