Nikt już nie zadaje pytanie czy wirus ptasiej grypy wybuchnie w Europie. Teraz wszyscy zastanawiają się kiedy to nastąpi. Zdaniem naszych władz jeżeli do końca listopada nic się nie wydarzy to znaczy, że z ptasią grypą mamy spokój przynajmniej do następnej wiosny.
Wszyscy w Europie czekają teraz na wyniki badań ptaków z Delty Dunaju. Jeżeli nie potwierdzi się, że zabił je wirus ptasiej grypy możemy mieć dużą nadzieję, że ptaki lecące z Syberii do ciepłych krajów, które odpoczywają w Europie, wirusa nie przeniosły. Wędrówki kończą się pod koniec października. Ponieważ okres inkubacji wirusa trwa 21 dni to jeżeli do końca listopada nikt wirusa nie wykryje, to będziemy pewni, że w tym roku nic złego już się nie stanie. Pytanie co dalej?
Na wszelki wypadek do walki z epidemią przygotowuje się rząd, który chce przeznaczyć na ten cel ponad 400 milionów złotych. Podczas wczorajszego posiedzenia ministrowie przeznaczyli 100 milionów złotych na zakup leków wirusowych oraz dodatkowego wyposażenia Inspekcji Weterynaryjnej. Kolejne 300 milionów na walkę z ptasią grypą będzie pochodzić z nie wykorzystanych rezerw budżetowych.
Te środki byłyby wykorzystane w przyszłym roku, gdyby doszło do wybuchu epidemii. Ale nawet jeżeli tak by się stało to epidemiolodzy podkreślają, że zakażenia ptasią grypą wśród ludzi są bardzo rzadkie. 120 śmiertelnych przypadków, do których doszło w Azji dotyczyło ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z chorym ptactwem.
Ta pewność bierze się stąd, że wirus H5N1, który zdziesiątkował azjatyckie fermy drobiu, nie potrafi przenosić się z człowieka na człowieka. Sytuacja zmieniłaby się radykalnie, gdyby wirus zmutował i stał się groźny dla ludzi.