MERCOSUR1
TSW_XV_2025

Dlaczego źle jest w weterynarii?

25 kwietnia 2003

Brak regulacji prawnych, nieśpieszne prace legislacyjne, martwe rozporządzania, brak dobrych cenników na usługi weterynaryjne, czy wreszcie niejasność co do realizacji unijnych wytycznych w sprawie wymogów sanitarnych dla zakładów przetwórczych, to tylko niektóre bolączki trapiące dziś polską weterynarię. O tym jakie zagrożenia niesie marazm w weterynarii w dobie akcesji rozmawialiśmy z lekarzem weterynarii Markiem Adamczykiem, właścicielem firmy Kontech, ekspertem audytowanym przez Unię Europejską do spraw przystosowania zakładów przetwórczych żywności zwierzęcego pochodzenia i środków żywienia zwierząt do wymagań dyrektyw UE. 

Czy znowelizowana ustawa weterynaryjna jest kompatybilna z ustawą unijną?

Niestety nie. Ustawa weterynaryjna została podpisana 7 marca br. przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jest to ustawa, która nie wyjaśnia wielu kwestii. Według mnie załatwia pewne interesy, a nie rozwiązuje wielu merytorycznych problemów. Daje na przykład wojewodom możliwość powoływania i odwoływania powiatowych lekarzy weterynarii na wniosek lekarza wojewódzkiego. Tymczasem powinno się to odbywać merytorycznie, w pionie weterynaryjnym. Już w poprzednio nowelizowanej ustawie zawarte zostały przepisy mówiące, że na stanowiska zarówno wojewódzkich jak i powiatowych lekarzy weterynarii mogą być powoływani lekarze z doświadczeniem w Inspekcji. Tymczasem jest z tym bardzo różnie. 

Jakie niebezpieczeństwa niesie za sobą nowa ustawa weterynaryjna?

Przede wszystkim nie ma w niej między innymi bardzo ważnych zagadnień dotyczących przejść granicznych, które będą jednocześnie granicznymi przejściami Unii Europejskiej. Mimo, że za unijne i krajowe pieniądze pracowali nad nią eksperci, pracownicy przejść granicznych, nie ma w tym akcie prawnym mowy o przejściach. Jeśli ta ustawa nie zostanie znowelizowana do 30 kwietnia bieżącego roku, i jeśli nie zostaną wydane do niej 44 rozporządzenia, to grozi nam w pewnym sensie paraliż gospodarczy. Bardzo szczegółowo ustawa za to mówi o sposobie identyfikacji zwierząt.

Słychać glosy, że Inspekcja Weterynaryjna zajmuje się zdobywaniem środków na życie, a nie ustawowymi zadaniami?

Trzeba koniecznie znaleźć środki na wynagrodzenia dla Inspekcji, aby jej pracownicy nie musieli dorabiać na utrzymanie rodzin i normalną egzystencję. Instytucja ta powinna skupiać się na doskonaleniu umiejętności i wiedzy swojego personelu. Dzisiaj wielu pracowników Inspekcji dorabia badając mięso. Musimy mieć nadzieję, że robią to dobrze, ale wiadomo, że pośpiech i nerwy to źli doradcy. W efekcie mamy taką sytuację, że do obrotu trafia mięso nie badane. Zagrożenie jest takie samo jak w przypadku braku należytego nadzoru nad handlem na targowiskach. Tam nadzór sprawuje Inspekcja Sanitarna, która nie zna się niestety na ocenie i jakości mięsa, a prowadzi nadzór od ponad 50-ciu lat!!

Czy jest prawdą, że Strategia Bezpiecznej Żywności została przekazana Inspekcji Sanitarnej?

Z moich informacji wynika, że Inspekcja Sanitarna ma w swojej gestii Strategię Bezpiecznej Żywności. Prowadzi nadzór nad obrotem, czyli w handlu. Inspekcja powinna zajmować się  przedstawieniem parametrów zdrowotnych dla żywności, których nie wolno przekroczyć. Natomiast nadzorem nad produkcją zgodną z z tymi parametrami winno się zajmować rolnictwo. Unia Europejska nie przewiduje okresów przejściowych i wszelkiego rodzaju derogacji w produkcji bezpiecznej żywności. Z informacji jakie posiadam wynika, że zakłady pod nadzorem Inspekcji Sanitarnej nie są przygotowane do wymagań Dyrektyw UE, chyba, że dla nich wymagania te są inne, a może nie ma ich wcale. 

Boję się, że codziennie do obrotu trafia jakaś partia mięsa niezbadanego, z nielegalnego uboju. Tu potrzeba ściślejszej współpracy pomiędzy policją, a służbą weterynaryjną i sanitarną. No i musimy dopracować się zmiany mentalności i większej odpowiedzialności ze strony zarówno samych producentów jaki i kupujących. Nie można myśleć, że mięso z nielegalnego uboju jest ekologiczne i tanie. Być może tylko podniesienie stopy życiowej zmieni ten sposób myślenia. Jednak podstawowe znaczenie ma jak najszybsze wdrożenie identyfikacji i rejestracji zwierząt. Pozwoli to na prowadzenie produkcji bezpiecznej żywności, zmniejszy starty budżetu na nadzór nad produkcją i koszty likwidacji chorób zakaźnych i zaraźliwych.

Biorąc pod uwagę niezwykle krótki okres czasu dzielący nas od ostatniego dnia kwietnia, poprawienie ustawy nie ma szans powodzenia. 

Jest wyjście z tej sytuacji wiążące się z około dwutygodniowym opóźnieniem w stosunku do terminów, o których wspominałem, ale rozwiązałoby gordyjski węzeł weterynarii. Nawet dzisiaj wytypowałbym zespół kompetentnych, sprawdzonych ludzi, którzy odpowiednio wynagrodzeni pracowaliby nad poprawką szybko, sprawnie i fachowo. Wymagałoby to wielkiego wysiłku i kilkunastogodzinnej pracy na dobę, ale miałoby szansę powodzenia. Taki jest mój przepis na wyjście z tej patowej sytuacji. Wytypowanie grupy osób naprawdę kompetentnych  w dziedzinie prawa weterynaryjnego i nie tylko, pozwoli na szybkie, prawidłowe skorelowanie prawa krajowego z Dyrektywami UE. Niestety obowiązujące obecnie rozporządzenia wprowadzają zamieszanie, zdenerwowanie wśród rolników, narażają na olbrzymie straty inwestorów. Efekt jest taki, że zamiast wpływów do budżetu będą wydatki na zasiłki. Przyczyną tego stanu jest to, że inwestorzy są zaskakiwani nowymi pomysłami płynącymi z nowelizowanych przepisów, tylko dlatego, że tworzą je ludzie nie posiadający doświadczenia i nie znający realiów i prawa UE. Ponieważ nic się w tej sprawie nie dzieje, mam wrażenie, że albo mamy już  "zaklepane" wejście do Unii i bez względu na to co się stanie dojdzie do akcesji, albo dołączymy do "piętnastki" z gospodarką w stanie rozpadu i to będzie zupełny krach. Towar z UE będzie mógł napływać bez ograniczeń do Polski, a nasi eksporterzy nie będą mogli niczego sprzedać na unijnym rynku. 

Czy ustawa mówi do których krajów krajów możemy eksportować i jakie dokumenty powinni posiadać nasi eksporterzy?

Nie, nie mówi. Określa natomiast ramowe wymagania, które należy spełnić. Przez głównego lekarza weterynarii wydana została instrukcja jak postępować w przypadku zakładów ubiegających się o eksport. Kiedyś były wyszczególnione grupy krajów i zakłady występowały o pozwolenia na eksport do określonej grupy. W tej chwili każdy kraj ma swoje wymagania. Zgodnie z instrukcją głównego lekarza, właściciel zakładu, mimo, że ma kontrakt, musi wystąpić za pośrednictwem powiatowego, wojewódzkiego do głównego lekarza o wydanie zezwolenia. Główny lekarz kraju występuje do każdego z krajów wyszczególnionych we wniosku o przedstawienie wymagań. Muszą zostać podane w języku danego kraju, w języku angielskim oraz w języku polskim. Nie dość, że odpowiedź nadchodzi po bardzo długim czasie, to zdarza się, że dociera tylko w języku danego kraju. Trzeba zatem tekst przetłumaczyć u tłumacza przysięgłego. W tym czasie przepada kontrakt, eksport, a nierzadko także zakład, który starał się o pozwolenie. Dla mnie jest to działanie "stop eksport". Ludzie tracą miejsca pracy, ubożejemy i stajemy się jadłodajnią, ale i tu wkrótce zabraknie dostawców surowca.

Jakie wobec tego mamy szanse na uzyskanie subwencji eksportowych, których Unia udziela krajom eksportującym poza Wspólnotę?

Pozostawiam to pytanie bez komentarza, bo to co powiedziałem do tej pory rzuca wystarczające światło na problem. Nasza gospodarka się wykrwawia. Sytuacja zakładów przetwórstwa na dzień dzisiejszy jest tragiczna. 

Jak nasi przetwórcy są przygotowani do akcesji?

Niestety, na ogół słabo. Jest wiele zakładów, które się modernizują, budują, ale także wiele takich, które nic nie robią w tej sprawie lub robią zbyt mało. Przede wszystkim Inspekcja działa albo rygorystycznie, albo pobłażając, a jedno i drugie jest złe. Inspekcja powinna być rygorystyczna, ale bardzo konstruktywna. Niedopuszczalne jest aby plany technologiczne wykonywali ludzie bez przygotowania, znajomości technologii i przepisów krajowych i unijnych. Nasz parlament nie wydał ustawy, która mówiłaby, że do czasu wejścia do Unii Europejskiej obowiązują dyrektywy unijne. Inspekcja, która ma dbać o produkcję bezpiecznej żywności stawia podczas kontroli pewne warunki. Byłoby idealnie, gdyby zalecenia pokrywały się z dyrektywami unijnymi. Rozporządzenia wydane za czasów ministra Komorowskiego w sposób czytelny regulowały rozwiązanie wielu spraw. Na przykład, był tam zapis dotyczący uboju i rozbioru, który mówił o tym, że pierwszą czynnością do jakiej powinien przystąpić inwestor w zakładzie jest sporządzenie i uzgodnienie z lekarzem powiatowym weterynarii planu technologicznego obejmującego układ pomieszczeń produkcyjnych, magazynowych, sanitarnych i socjalnych. Chodzi przede wszystkim o to, żeby nie było zakażeń krzyżowych. Później można bawić się w szczegóły i wydawać z reguły duże, wzięte na kredyt pieniądze, na budowlankę. Powiatowi lekarze nie rozumieją tego do dzisiaj, że powinni uzgodnić każdy plan i albo przybić na nim pieczątkę – "uzgodniono bez zastrzeżeń", albo jeśli są zastrzeżenia, to jasno i wyraźnie je określić. Być może lekarze objawiają się odpowiedzialności, czemu specjalnie bym się nie zdziwił! Niestety ten artykuł został skreślony z rozporządzenia o przetwórstwie i nie ma go w przygotowywanym  rozporządzeniu o uboju. Powiedziane jest natomiast, tak jak w ustawie, że powiatowy lekarz weterynarii musi zatwierdzić na etapie planu techniczno-budowlanego, czyli wtedy kiedy inwestor wydał już. od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych na dokumentację i uzgodnienia. Poza wydatkiem w rachubę wchodzi także czas realizacji inwestycji.  Zrobienie nowego projektu, uzyskanie ponownie koniecznych zezwoleń zajmuje średnio pół roku. Ten czas jest już stratą, za którą płaci przetwórca

Co w takiej sytuacji może zrobić inwestor?

Każdemu inwestorowi tłumaczę, że nie musi się bać. Jego powinnością jest pytać, a na swoje pytania musi otrzymywać odpowiedzi. Jeśli ich nie ma – powinien pytać w wyższych instancjach. Tak się składa, że brałem udział w kilku kontrolach Unii Europejskiej w zakładach przetwórczych. Mogę się pochwalić, że nigdy nie było żadnych uwag w protokołach pokontrolnych. W latach 1999-2001 wprowadziłem na listy UE 4 mleczarnie. Zawsze mówiłem i mówię właścicielom zakładów – zanim położysz cegłę, najpierw uzyskaj co najmniej dwie niezależne opinie zgodne z twoim zamierzeniem. Kreska na rysunku nic nie kosztuje, przesunięcie ściany, tysiące lub miliony. Nie jest sztuką wydać hipoteczny milion, ale wydać hipotetyczne 500 tysięcy i zrobić dobrze. Jeżeli nie jesteś pewny, czy dobrze robisz możemy ci pomóc. To naprawdę żaden koszt nawet na etapie realizacji, a pamiętaj, że za jakość produkcji ty odpowiadasz. Często spotykam się ze stwierdzeniami jakoby choroby zaraźliwe były chorobami politycznymi, po prostu działania inspektorów każą tak myśleć.

W jakiej sytuacji znajdują się, w dobie niedalekiej akcesji, właściciele już istniejących zakładów przetwórczych podzielonych na kategorie A, B i C?

Dla mnie ta kategoryzacja jest bardzo niejasna. Początkowo istniały faktycznie kategorie A, B i C, ale później doszło do podzielenia zakładów z grupy B na B1 i B2,. Kategoria C jest do likwidacji. Trudno jednak powiedzieć co się stanie jeśli zakład z kategorii C znajdzie środki na trzy miesiące przed wejściem do Unii i będzie chciał się dostosować. Przetwórcy walczą o przetrwanie, ale obawiam się, że są osamotnieni w całym bałaganie jaki się wytworzył. Jeśli nikt im nie pomoże, likwidacji ulegnie około 2,5 tysiąca zakładów, czyli przybędzie nam około 700 tys. bezrobotnych. Trzeba by zbudować całą administrację, która według jasnych i jednolitych kryteriów prowadziłaby do akcesji zakłady przetwórstwa i według jednolitych przepisów szkoliła członków inspekcji i lekarzy powiatowych. Nie może dochodzić do takich sytuacji, że zatwierdza się projekty i prace, które nie mają szansy przejść unijnej kontroli. Jako ekspert UE z listy głównego lekarza weterynarii do spraw przystosowania zakładów przetwórczych do dyrektyw unijnych, przeszkolony przez specjalistów z "15" jestem jednym z szesnastu tak przygotowanych ekspertów. Moglibyśmy wyszkolić kolejną grupę i na tej bazie zbudować solidną administrację zabiegającą o produkcję bezpiecznej żywności w naszym kraju. Tymczasem zamiast rozwijać tę listę doprowadzono do jej zlikwidowania. Budowanie administracji weterynaryjnej zostało zahamowane w 2002 roku. Z funduszy krajowych i unijnych zostało wyszkolonych około 600 inspektorów terenowych, których zadaniem miało być szkolenie pozostałej części inspekcji. Nie doszło jednak do tego.

Czy jakiś wpływ na tę sytuację ma to, że proces powoływania lekarzy powiatowych został zdecentralizowany?

Z decentralizacją w tym względzie spotykamy się na całym świecie. Wszędzie istnieje podległość pod struktury poziome. Nie jest to zdrowy układ. Być może sprawdza się tam gdzie panuje dojrzała demokracja np. we Francji. U nas praktycznie lekarz wojewódzki nie ma wpływu na lekarza powiatowego, bo to nie on go powołuje i to nie on mu płaci. Ale od 28 kwietnia bieżącego roku powiatowego lekarza będzie powoływał wojewoda – czy to będzie zdrowe – zobaczymy. A na razie skutki są takie jak widać. Teraz jest tak, że świadectwo zdrowia z fermy wydaje lekarz z za biurka, który nie wie nic o stanie zdrowotnym zwierząt i nie widział ich prawdopodobnie na oczy. W transportach są chore zwierzęta. Lekarze powinni w stosunku do przetwórców pełnić rolę doradczą. Kontrole powinny być rygorystyczne ale bardzo konstruktywne. Troską nadrzędną powinna być produkcja bezpiecznej żywności, zachowanie miejsc pracy w branży przetwórczej, a w efekcie dochód naszego budżetu, a nie partykularne interesy.

Cennik usług weterynaryjnych jest jedną z wielu spraw wymagających regulacji. Na ceny za badania skarżą się rolnicy – hodowcy bydła, tuczników, drobiu, czy też królików – ale także weterynarze. Obecnie powstają nowe cenniki. Czy można liczyć na to, że będą czytelne i zadawalające obydwie strony?

Cenniki zostały przygotowane w wielkim pośpiechu, bez szerokiej konsultacji. Jest w nich dużo niejasności. Określa się na przykład, że badanie poubojowe przy automatycznym przesuwie taśmy w przypadku tuczników kosztuje 4,10 złotego, a bez automatycznego przesuwu cena wynosi 5,90 zł. Niestety nie ma jasności co do tego, czy ten automatyczny przesuw taśmy liczy się od wykrwawienia do hali rozbioru, czy do ekspedycji. Interpretacja jest dowolna i wywołuje zamieszanie i oburzenie właścicieli zakładów ubojowych. Drażliwy także jest problem odpłatności za świadectwa zdrowia zwierząt. Dlaczego na przykład, za cielaka hodowlanego trzeba zapłacić 25 złotych (do dziesięciu sztuk), a za rzeźnego 5 złotych. Z moich informacji wynika, że lekarze w wielu regionach kraju nie wiedzą co oznacza określenie "hodowlany", a co "rzeźny". To tylko niektóre z przypadków, a jest ich bardzo dużo. Właściwie można powiedzieć, że od 1 stycznia 2003 roku zakłady mogą działać jak im się tylko podoba. Praktycznie można nie wpuścić inspektora do zakładu. Nie można prowadzić nadzoru nad produkcją, ponieważ nie działa 15 najważniejszych dla weterynarii rozporządzeń. Według mnie do cennika należałoby wprowadzić pozycję: doradztwo przy realizacji inwestycji.

Dziękuję za rozmowę

Wyraź swoją opinię


POWIĄZANE

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy Weterynarii wystąpił na początku września ...

W ciągu ostatnich dwóch tygodni Nigeria i Republika Południowej Afryki zgłosiły ...

  Jednym z kluczowych elementów rozporządzenia (UE) 2019/6 jest obowiązek gromad...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)Pracuj.pl
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę