"Wielkoprzemysłowy tucz zwierząt - szansa czy zagrożenie dla polskiej wsi" - to tytuł sesji zorganizowanej przez senacką Komisję Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Stanisława Okularczyk z Instytutu Zootechniki w Krakowie i Polskiej Akademii Nauk w Warszawie przedstawiła wyliczenia ekonomistów z krajów skandynawskich. Wynika z nich, iż koszty odnowy środowiska naturalnego, które zostało zdegradowane na skutek uprzemysłowienia rolnictwa, nawet pięciokrotnie przekraczają dochody uzyskiwane w wyniku prowadzenia tego typu gospodarki.
W opinii Stanisławy Okularczyk, przemysłowej produkcji świń polegającej na koncentracji setek tysięcy tuczników w jednym obiekcie nie stosuje się w Europie, gdzie na jednego mieszkańca przypada 0,12-0,54 ha. W klasycznych chlewniach państw Europy Zachodniej jest od 150 do 400 tuczników. Gospodarstwa takie nie mają problemów z zagospodarowaniem gnojowicy, w przeciwieństwie do dużych amerykańskich farm. W Polsce obsadę zwierząt na hektar reguluje "Dobra praktyka rolnicza".
Zdaniem naukowców, skutki produkcji na skalę przemysłową to m.in. obniżona produktywność loch i liczba prosiąt, a także niższa jakość mięsa i mniejsza odporność zwierząt. Ponadto, w ocenie specjalistów, powstawanie gigantycznych tuczarni hamuje rozwój małej i średniej przedsiębiorczości, w tym gospodarstw rodzinnych ze specjalistycznymi chlewniami. Tymczasem już dziś amerykański koncern Smith Field Foods posiada w Polsce 24 fermy. W większości obiektów prowadzona produkcja sprzeczna jest ze zrównoważonym rozwojem i ochroną środowiska. Sytuację tę najlepiej odzwierciedla informacja pokontrolna Inspekcji Ochrony Środowiska, prowadzona wspólnie z Państwową Inspekcją Sanitarną, Inspekcją Weterynaryjną oraz Nadzorem Budowlanym.
O tym, jakie korzyści wyniknęły z działalności koncernu w amerykańskim stanie
Północna Karolina, mówił prof. Robert Kennedy z Rady Obrony Zasobów Naturalnych
USA. Stwierdził, że jeszcze 20 lat temu w tym stanie były najczystsze wody, a z
hodowli świń utrzymywało się wielu rolników. Dziś w wyniku zanieczyszczeń
przemysłowych chlewni rocznie ginie 100 mln ryb. W stanie tym zniszczone zostały
też praktycznie gospodarstwa rodzinne. Kennedy tłumaczył, że później koncern
przejął je za grosze, ponieważ rolnicy tuczący świnie dla koncernu nierzadko
sprzedawali zwierzęta poniżej kosztów produkcji, dodatkowo pozostając z
problemem utylizacji gnojowicy czy padliny.
Macie coś wyjątkowego w
polskiej wsi, co dawno straciliśmy u siebie - mówił j do senatorów Kennedy,
ostrzegając przed przemysłowym tuczem zwierząt.