Sierpień to zawsze kiepski miesiąc dla handlujących wołowiną. Kontrakty są teraz mniejsze niż zwykle, bo kraje basenu Śródziemnego zrobiły spore zapasy jeszcze przed sezonem turystycznym. Spadła także podaż bydła. We wrześniu będzie już lepiej, wraz z końcem sezonu pastwiskowego coraz więcej zwierząt trafi do sprzedaży. Na razie jednak towaru trzeba się dobrze naszukać. Żywca wołowego najbardziej brakuje na południu kraju, lepsza sytuacja jest w Wielkopolsce i na Podlasiu.
Duże zainteresowanie jest przede wszystkim krowami rzeźnymi. Mięso z dorosłego bydła wykorzystują producenci hamburgerów i wyrobów grillowych. Bydło to teraz towar deficytowy i trudno się dziwić. Pogłowie z 13 milionów sztuk pod koniec lat siedemdziesiątych spadło do zaledwie 5. Zdaniem ekspertów to wynik nie tylko niskiej przez lata opłacalności produkcji, ale także nadmiernego eksportu zwierząt za granicę. Bywało ze kontyngenty na cielęta sprowadzane z Polski do Unii sięgały miliona sztuk. Teraz podobną politykę Bruksela prowadzi wobec Rumunii i Bułgarii.
Z 60 tysięcznego kontyngentu na import mięsa wołowego z Ameryki Południowej naszym firmom udało się uzyskać zaledwie jedna tysięczną limitu. Na sprowadzeniu taniego mięsa wołowego z Brazylii czy Peru korzystają inni. Ceny skupu od wielu miesięcy bez zmian, ale wciąż bardzo zróżnicowane. Najwięcej płacą firmy, które muszą wywiązać się z kontraktów eksportowych. Duże zakłady rozliczają się z dostawcami głownie według klasyfikacji EUROP. Najwięcej skupowanych jest krów. Najmniej zaledwie kilka procent jałówek.