System Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt zawiera luki. Jeżeli rolnicy nie zaczną informować Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o tym, co dzieje się z ich zwierzętami, Unia Europejska może wstrzymać eksport polskich wyrobów.
Kilka dni temu okazało się, że wystarczą znajomości w ARiMR, aby z jej bazy komputerowej zniknęły dane dotyczące 2,5 tysiąca sztuk bydła. Przypomnijmy - pracownicy agencji usunęli je, aby pewna firma mogła bez problemu wyeksportować zwierzęta.
Tymczasem i bez afer system Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt - mający ułatwiać śledzenie rozprzestrzeniania się chorób i wykrywanie źródeł zakażenia - nie działa tak, jak należy.
Trwa wyjaśnianie "afery bydlęcej". Póki co prezes ARiMR odwołał swojego zastępcę Leszka Ratajczaka, odpowiedzialnego za pion administracyjno-prawny. Na jego miejsce powołał dotychczasowego wiceprezesa ds. SAPARDU i funduszy strukturalnych Jacka Świeżawskiego.
Jako pierwszy w komputerowej bazie IRZ zadziałał moduł bydlęcy. Jednak, aby mógł sprawnie funkcjonować konieczna jest współpraca agencji z gospodarzami. Powinni oni informować biura powiatowe o tym, co dzieje się ze zwierzęciem (m.in. o sprzedaży na rzeź, padnięciu a także zmianie właściciela). O ile kolczykowanie przebiega bez problemów, o tyle nadal nie brakuje rolników, którzy ignorują nakazy agencji.
- Niestety, nie zgłaszają się do nas na bieżąco, dlatego w bazie są niezgodności - przyznaje Stanisław Barłóg, zastępca dyrektora oddziału regionalnego ARiMR w Toruniu.
Przykład: rolnik sprzedaje krowę i informuje o tym agencję. Niestety, nie zgłasza się do niej nowy właściciel zwierzęcia. ARiMR nie powiadamiają o nabyciu pośrednicy skupujący bydło. Są także gospodarze, którzy nie czytają danych w paszportach. W związku z tym podczas skupu okazuje się, że zgodnie z dokumentem mają np. byczka, który w rzeczywistości jest jałówką.
Na razie na Kujawach i Pomorzu spójność systemu identyfikacji wynosi 60-70 procent, ale w agencji zapewniają, że robią co mogą, aby poprawić wynik. - Co tydzień pracownicy każdego biura powiatowego sprawdzają 10 stad. Jeżeli są niezgodności, na bieżąco z rolnikiem wypełniają druki zgłoszeniowe - zapewnia Barłóg.
Praca ARiMR byłaby bardziej skuteczna, gdyby nie braki kadrowe. Obecnie w biurach powiatowych pracuje kilka osób, które oprócz rejestracji zwierząt, mają na głowie renty strukturalne i dopłaty bezpośrednie (lada dzień ruszą kolejne fundusze).
Agencji mogłaby pomóc inspekcja weterynaryjna, ale ta także skarży się na szczupłość etatów.
- Kontrolujemy tylko te zwierzęta, które trafiają do uboju - wyjaśnia Marian Szymański, powiatowy lekarz weterynarii w Bydgoszczy. ARiMR i weterynaria wpadły na pomysł, aby gospodarstwa objąć kontrolą przypominającą tę, która odbywa się w związku z dopłatami. Można byłoby wówczas karać najbardziej opieszałych posiadaczy zwierząt.
Tymczasem już we wrześniu do Polski przyjadą kontrolerzy unijni, którzy sprawdzą, czy IRZ działa tak, jak należy. Jeżeli będą poważne uchybienia może dojść do wstrzymania eksportu polskich wyrobów. - Rolnicy muszą pamiętać, że nie informując nas, szkodzą sami sobie - zauważa Barłóg.