Zarząd Województwa Małopolskiego zaplanował w projekcie tegorocznego budżetu 10 tysięcy złotych na dofinansowanie projektu "Owca", wprowadzanego już w ubiegłym roku. Bezrobotni rolnicy mogliby kupować owce, produkować bardzo poszukiwane mięso i mleko, skorzystałoby też środowisko, ponieważ wypas owiec zapobiegłby zarastaniu polan. Jednak zdaniem pomysłodawcy Romana Kluski, na kontynuowanie tej działalności trzeba wydać 50 tysięcy złotych.
Państwo Wójtowiczowie należą do ośmiuset rolników, którzy skorzystali ze szkoleń prowadzonych przez Powiatowy Urząd Pracy w Nowym Sączu. Jak 16-tu innych bezrobotnych rolników otrzymali z funduszu pracy do 6 tysięcy zł na pokrycie kosztów rozpoczęcia hodowli. Na razie stado jest zbyt małe, by można było na nim zarabiać, ale Wójtowiczowie są optymistami. Ze zbytem raczej nie będzie kłopotu, twierdzą specjaliści z Urzędu Marszałkowskiego.
Firmy, aby zaspokoić zapotrzebowanie eksportowe, sprowadzają jagnięta z zagranicy, a mięso sprzedają na zachód. Mleka owczego nie wystarcza na rynek krajowy, na przykład do produkcji oscypków. Skąd więc trudności hodowców? W Polsce nie ma zwyczaju jedzenia jagnięciny i świadomości, że jest zdrowa. Hodowla jest droga, trzeba wyżywić zwierzęta przez zimę. Banki nie chcą dawać kredytów, bo nie zapowiada to zysków.
Zdaniem pomysłodawcy projektu "Owca" Romana Kluski, dzieje się tak, ponieważ w przeciwieństwie do krajów Unii nie ma u nas dopłat w wysokości stu złotych do każdej matki-owcy. Roman Kluska uważa, że po zakończeniu okresu przejściowego w dopłatach unijnych dla polskich rolników i u nas hodowlę będzie można dotować. Do tego czasu trzeba ją wspomagać, by kiedyś nie okazało się, że jest za późno.