Hodowca z Łobdowa gm. Dębowa Łąka, Kornel Świgoński twierdzi, że rząd nabił w butelkę hodowców trzody chlewnej. - Rząd twierdzi, że realizuje słuszne postulaty hodowców świń. Jednak robi matematyczne przekręty uważając nas za niedouczonych chłopów pańszczyźnianych.
Sytuacja finansowa rolników hodujących trzodę chlewną miała się poprawić po uruchomieniu przez Agencję Rynku Rolnego skupu interwencyjnego. Mieli zyskać, według oficjalnych zapowiedzi przedstawicieli rządu w mediach, około 30 groszy na kilogramie żywej wagi tucznika. Okazało się po rozpoczęciu agencyjnego skupu, że ich zysk to zaledwie 30 procent tej kwoty – mówi Świgoński.
Hodowcy sprzedawali trzodę do zakładów mięsnych według wagi poubojowej. Zakłady stosowały przelicznik 1,30 wagi żywej do tzw. ciepłej po uboju podczas gdy agencyjny przelicznik skupu wynosi 1,27. Druga strata rolnika kryje się pod doliczeniem ogłoszonej podstawowej ceny skupu 3-procentowego podatku VAT. Jest to swoisty ewenement w skali Europy – twierdzi hodowca.
Na kolejny absurdalny pomysł rządu zwraca uwagę wójt gminy Dębowa Łąka Jerzy Polcyn. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi wprowadził kilka tygodni temu obowiązek znakowania (oprócz bydła) prawie wszystkich hodowlanych gatunków zwierząt. Na przykład, aby oznakować małego prosiaka, trzeba na jego lewym uchu zrobić osiem tatuaży, a na prawym pięć. Chyba minister nie wie, że prosięcie uszy są na to za małe.
Kornel Świgoński dodaje – W ubiegłym roku sprzedałem około 1000 świń. Gdyby agencyjny skup utrzymał się do końca grudnia, to straciłbym tylko na jego przekrętnych wyliczeniach 20 tysięcy złotych. Kolczykowanie i tatuowanie uszczupli moje dochody o dalsze ponad 2000 złotych, a wprowadzone od stycznia obowiązkowe świadczenia zdrowia, to strata 1000 złotych. Muszę też dodać, że w pierwszym kwartale ubiegłego roku tuczniki w skupie były droższe o niemal złotówkę.