Osiem tysięcy kaset wideo zatytułowanych "Świnia trojańska”, krąży po polskich wsiach. Dokument przekazany przez Instytut Ochrony Zwierząt USA przedstawia przemysłowy tucz trzody chlewnej w "systemie lagun”. Ubocznym efektem tej działalności jest degradacja przyrody oraz lawinowy wzrost depresji, chorób oczu i układu oddechowego okolicznej ludności.
Kiedy przyroda jest zatruta przez gigantyczne tuczarnie i ubojnie, a mieszkańcy regionu masowo protestują lub wyjeżdżają w inne strony - korporacja produkująca wieprzowinę przenosi się do innego kraju. Po USA, Kanadzie i Brazylii szykuje się do ekspansji na Polskę. Jednak na polskich rolnikach nie zrobiła wielkiego wrażenia opowieść jakby przeniesiona z serialu "Archiwum X”.
"System lagun” jest zabójczy dla środowiska naturalnego – przekonuje Tom Garrett z amerykańskiego Instytutu Ochrony Zwierząt. Dla lokalnej gospodarki również. Zyskuje na nim jedynie zachłanna korporacja. Drobni farmerzy nie mają szans, aby z nią konkurować, więc ich gospodarstwa upadają. W ślad za nimi upadają lokalne banki, firmy, szkoły. I dlatego chcieliśmy polskich rolników ostrzec przed klęską.
Na zaproszenie Polskiej Inicjatywy Agro-Środowiska tydzień temu przybył do Polski Robert Francis Kenndy jr., pełnomocnik Rady Ochrony Zasobów Naturalnych USA. Na spotkaniu z naukowcami lubelskiej Akademii Rolniczej i przedstawicielami władz województwa opisywał, jak działalność wielkich korporacji doprowadza do upadku małe i średnie gospodarstwa rolne.
W 1982 r. w stanie Karolina Płn. rozpoczęta została wielkoprzemysłowa hodowla
trzody chlewnej w systemie lagun. Gigantyczne chlewnie i ubojnie nie mogłyby
jednak rozpocząć swojej działalności, gdyby farmerzy z okolicy zaczęli
protestować przeciwko ich budowie. Realizację projektu rozpoczęto więc od
promocji nowego pomysłu i zmiany regulacji prawnych. Jeden z senatorów
zaangażował się w to przedsięwzięcie i doprowadził do powstania 24 nowych aktów
prawnych. Unicestwiły one szanse farmerów na powodzenie walki z korporacją.
Dzięki temu firma Smithfield Foods opanowała 85 proc. produkcji wieprzowiny, a
po 15 latach jej działalności w stanie Karolina Płn. 27,5 tys. farm zastąpionych
zostało 2 200 gigantycznymi chlewniami hodującymi od 50 tys. do nawet 850 tys.
tuczników.
Ścieki powstające w największych chlewniach można porównać z
objętością ścieków miast wielkości Nowego Jorku. Jednak odchody świń są
trudniejsze w utylizacji niż odchody ludzkie. Poza tym jest ich tak dużo, że nie
można wykorzystać ich jako nawozu. Są też skoncentrowane tak bardzo, że gdy
kiedyś przedostały się do rzeki, wytruły aż miliard ryb. Buldożery kopały
gigantyczne doły, aby zebrać martwe zwierzęta z plaż Atlantyku. Ścieki to nie
jedyny problem. Na co dzień wydobywający się z gnojowicy azot zatruwał
powietrze. W efekcie nasycenie roślin azotem było tak wielkie, że krowy pasące
się na okolicznych pastwiskach zdychały zatrute. Przedostający się do wód
gruntowych azot, a także siarkowodór i aminokwasy doprowadziły do rozwoju bardzo
niebezpiecznych mikroorganizmów wodnych. Powodują one nie gojące się rany u ryb
i łowiących je rybaków. Spożywanie takich ryb wywołuje zmiany w ludzkim mózgu.
Zatrucie wody, powietrza i ziemi w okolicach świńskich lagun przynosiło także
inne dolegliwości fizyczne i psychiczne.
Kiedy nad takim terenem leci
się samolotem, obrzydliwy odór czuje się nawet na wysokości 1000 metrów –
opowiada prof. Kennedy. – Kilka kilometrów od farmy nie można napić się soku,
ponieważ ma się wrażenie, że on również śmierdzi gnojówką. Fetorem przechodzi
wszystko: ściany budynków, meble, ubrania. Po kilku latach zostaje już tylko
smród. W rolniczych stanach Ameryki upadek tysięcy farm pociąga za sobą upadek
obsługujących je banków i innych przedsiębiorstw produkujących na ich potrzeby.
Upada gastronomia, turystyka, spadają ceny nieruchomości. Ludzie wyprowadzają
się, zamykane były więc szkoły, kościoły, instytucje kulturalne. A kiedy
zostawał już tylko smród, megafermy przenosiły się do kolejnego stanu, a później
do Kanady i do Brazylii.
Gdzie pojawią się teraz? Gdziekolwiek się pojawią - oznacza to tę samą
degradację środowiska naturalnego i upadek drobnej przedsiębiorczości. I, jak
przestrzegają Amerykanie, nie oznacza to żadnej korzyści dla konsumentów. W
Karolinie Półn. ceny skupu mięsa spadły z 1,2 dolara do zaledwie 16 centów.
Farmerów produkcja w tym czasie kosztowała 30 centów. Bankrutowali więc, ale
spadek cen nie przekładał się na jakikolwiek zysk konsumentów. Ceny detaliczne
dyktowała bowiem korporacja, do której należały również ubojnie i zakłady
mięsne. Trudno też mówić o walorach smakowych tak powstającej wieprzowiny.
Szanujące się amerykańskie restauracje nie chcą z niej korzystać. Tymczasem
Amerykanie przestrzegają, że "świńskie korporacje” już szykują się do inwazji na
Polskę. Jednak, tak jak i w USA, zanim powstaną chlewnie i ubojnie - najpierw
prowadzony jest lobbing wśród naukowców i polityków. Działalność korporacji
uderza nie tylko w środowisko naturalne – przestrzega prof. Kennedy. Ona
godzi w fundamenty demokracji, której podstawą są wolność i równość, a są one
odbierane pozbawianym źródeł utrzymania farmerom. Wielkoprzemysłowa hodowla świń
daje żywność złej jakości i nie prowadzi do obniżki jej cen. Prowadzi do
bogactwa grupkę ludzi, a całe rzesze innych stają się zbędnymi "odpadami
społecznymi”.
W kwietniu 1999 amerykańska firma Smithfield Foods Inc.
przejęła większościowy pakiet akcji istniejącej w Polsce od pół wieku firmy
Animex SA, stając się tym samym inwestorem strategicznym spółki. 25 lutego 2002
r. Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Animexu podjęło uchwałę o wycofaniu firmy z
giełdy. Nigdy nie byłem w Ameryce, nie mogę więc komentować opowieści pana
Kennedy'go – mówi Piotr Błoński, dyrektor gospodarstw Animex Wielkopolska.
Nasze gospodarstwo nie jest żadnym zagrożeniem dla środowiska naturalnego.
Hodujemy świnie tradycyjnie, na ściółce. Powstający w ten sposób obornik
wykorzystywany jest do nawożenia pól. Nie ma u nas problemów z
gnojowicą.
Opinie o systemie "lagun”
Zdzisław Targoński - rektor Akademii Rolniczej w Lublinie: Tak
intensywna hodowla świń byłaby zagrożeniem dla naszego regionu. Mamy jednak
nadzieję, że nasze rolnictwo nie pójdzie w takim kierunku. Nasza uczelnia
skierowała już do instytucji Unii Europejskiej projekt rozwoju rolnictwa
ekologicznego na Lubelszczyźnie. Jego realizacja dawałaby nie tylko zdrową
żywność, ale wiązałaby się również z ochroną zasobów naturalnych oraz miejsc
pracy na wsi.
Teresa Królikowska - wicemarszałek woj.
lubelskiego: Mocną stroną naszego regionu jest czyste środowisko
naturalne i musimy go bronić. Musimy dbać o rozwój, ale musi to być rozwój
zrównoważony. Nie można dopuścić do degradacji obszarów wiejskich, które są
naszym największym bogactwem.
Barbara Sikora - wicewojewoda
lubelski: Nie wiem, jaka jest skala tego zjawiska, ale jestem
przekonana, że mieszkańcy wsi nie są w stanie sami konkurować z
wielkoprzemysłowym tuczem świń. Obawiamy się inwazji korporacji, ale skuteczną
dla nich barierę prawną muszą stworzyć ekolodzy i
politycy.