Co zrobić z kilkuset świniami? - przed takim dylematem stanął rolnik spod Szczecina. Weterynaria zakwestionowała sposób żywienia tuczników, a bez odpowiednich dokumentów nie można ich sprzedać. Rolnicy, niestety, muszą liczyć się z coraz większymi rygorami. Od listopada - to unijny wymóg - nie będzie można karmić zwierząt mączkami kostno-mięsnymi.
Pan Aleksander chodzi po chlewni i załamuje ręce. Hoduje rocznie pół tysiąca tuczników. Pokazuje liczne nagrody i dyplomy, m.in. od ministra rolnictwa. Do tej pory nie miał problemów ze sprzedażą. Aż do dnia, kiedy życzliwy sąsiad zawiadomił weterynarię, że świnie karmione są odpadkami z kuchni. Decyzja - nie mogą trafić do zakładów mięsnych Agryf. Rolnik twierdzi, że zwierzęta karmi nie odpadami, ale obierkami, suchym chlebem i zbożem. Wszystko zgodnie z zasadami poddaje obróbce termicznej. Ale obowiązujące od kwietnia nowe przepisy są jednoznaczne: świń nie można karmić odpadkami, nawet po obróbce. Gdyby w ten sposób karmione świnie trafiły do Agryfu, który eksportuje żywność - zakład straciłby unijne certyfikaty. Takie są wymogi Unii po wykryciu u bydła BSE, czyli choroby szalonych krów. Tymczasem tuczniki - każdy o wadze 120 kilogramów - stoją w chlewni pana Aleksandra. Co z nimi zrobić - nie wiadomo.