Z każdym miesiącem rośnie na rynku góra wieprzowiny i spadają ceny świń. Budżet płaci, by zahamować spadek cen, rolnicy płaczą, bo się budżetowi nie udaje. Ale najgorsze dopiero przed nami.
To już nie górka, a cała góra – tak nadwyżkę wieprzowiny na rynku ocenia 
prof. Jan Małkowski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa.
To, co mamy teraz, 
to jest góreczka w porównaniu, z górą mięsa, jaka przywali nas w przyszłym roku 
– mówi Maciej Duda, współwłaściciel jednego z największych w Polsce zakładów 
mięsnych ZM Duda w Grądkowie.
Świń jest dużo, w porównaniu z zeszłym 
rokiem o 10 proc. więcej. I jeszcze ich przybędzie, bo w lipcu – według GUS – aż 
o 17 proc. więcej niż przed rokiem macior było "przy nadziei". Ciąża u świń trwa 
cztery miesiące, więc jeszcze tej jesieni zacznie się wzmożony wysyp prosiąt. To 
oznacza poważne kłopoty dla budżetu, bo jak jest nadwyżka, to Agencja Rynku 
Rolnego prowadzi tzw. skup interwencyjny, by zahamować spadek cen. Na tym skupie 
oczywiście budżet traci, bo ARR kupuje drożej, a najczęściej sprzedaje taniej, 
do tego magazynowanie kosztuje. Agencja dopłaca też eksporterom, którzy skupują 
od rolników świnie po cenach interwencyjnych, a potem sprzedają wieprzowinę za 
granicę znacznie taniej.
Kłopoty dotykają też samych rolników, bo mimo 
wysiłków Agencji, ceny spadają od wielu miesięcy i to znacznie. A od przyszłego 
roku eksperci przewidują kolejny ostry zjazd w dół cen.
Teraz za kilogram 
żywej świni rolnikowi zakłady mięsne płacą od 3,1 do 3,2 zł. Mniej więcej rok 
temu płaciły po 4,5-4,7 zł. Zdaniem prof. Małkowskiego obecna cena jest na 
granicy opłacalności. Duże i dobre gospodarstwa, korzystające z siły najemnej, 
praktycznie nie zarabiają, i to mimo niskiej ceny zbóż. Jeśli zboża zdrożeją (a 
taka jest, według prof. Małkowskiego, tendencja), gospodarstwa hodowlane znajdą 
się pod kreską.
Lepiej wychodzą na obecnych cenach rolnicy, którzy świnie 
hodują "przy okazji", by zagospodarować nadwyżki pasz. Gdy dostaną za tucznika 
300, a nie 350 zł, to i tak mogą być zadowoleni.
Ceny zaczęły spadać od 
początku roku – już w styczniu świnie szły po 4 zł za kg – ale wtedy do dzieła 
przystąpiła Agencja Rynku Rolnego, wykupując nadwyżki. W pierwszej połowie roku 
skupiła ponad 90 tys. ton półtusz wieprzowych po nadal dość wysokiej cenie (ARR 
płaci za mięso, ale w przeliczeniu na żywe świnie, po blisko 3,6-3,7 zł/kg). To 
– zdaniem wielu ekspertów – zadecydowało, że rolnicy zamiast ograniczać 
produkcję, jeszcze ją rozwijali, ponieważ w swoich decyzjach kierują się na ogół 
bieżącymi cenami, a nie ich prognozami. Skutki tych decyzji będą widoczne po 
roku (czyli po czteromiesięcznej ciąży maciory i siedmiomiesięcznym okresie 
tuczu prosięcia).
Ponieważ ceny nadal spadają, rząd postanowił, że od 
października ruszy znowu skup interwencyjny – tym razem ARR ma przejąć kontrolę 
nad 55 tys. ton wieprzowiny. Rząd postanowił też dopłacić do eksportu, by 
przynajmniej część "górki" nie trafiła na polski rynek. Ale z eksportem są 
kłopoty.  
Sytuacja jest skomplikowana, bo ARR z jednej strony 
próbuje zahamować spadek cen, prowadząc skup interwencyjny i dopłacając do 
eksportu. Z drugiej, próbuje pozbyć się już skupionego na wiosnę mięsa, 
sprzedając je na giełdach co wtorek małymi, co prawda, partiami, ale za to 
znacznie taniej niż wynosi cena rynkowa. Wymusza tym samym spadek cen na 
rynku.
Ale, jak mówią eksperci, najgorsze dopiero przed nami, bo 
prawdziwy wysyp tuczników nastąpi dopiero na wiosnę 2003 r., a ceny spadną 
poniżej 3 zł za kg. Dla rolników oznacza to sprzedaż poniżej kosztów produkcji. 
I nawet jeśli jeszcze tej jesieni rolnicy zaczną wyrzynać maciory (co zwykle 
robią, gdy ceny bardzo spadają), to nie zapobiegną spadkowi cen, a cały następny 
rok będziemy mieli nadwyżkę wieprzowiny. Ze spadku cen skupu konsumenci nie będą 
mieli raczej korzyści. Nie ma co liczyć na potanienie wędlin, bo surowiec w ich 
cenie ma znacznie mniejsze znaczenie niż pozostałe koszty. Ale jak dobrze 
pójdzie to, zwłaszcza w supermarketach, mogą spaść ceny mięsa.
Kierownicy 
punktów skupu w zakładach mięsnych już teraz nie chcą komentować opinii rolników 
na temat obecnych cen.  A tego, co będzie się działo za kilka miesięcy, 
nawet nie sposób sobie wyobrazić – mówią.