Rolnicy są rozgoryczeni sposobem szacowania strat w rolnictwie - na pomoc mogą liczyć głównie producenci zbóż, nie dostaną jej hodowcy, choć ich sytuacja jest najtrudniejsza - mówi szef Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz. Jego zdaniem taka pomoc tylko "skłóci wieś".
Ogłoszony we wtorek rządowy program pomocy zapowiadał tylko wsparcie dla hodowców roślin - w przypadku sadów i krzewów owocowych pomoc ma wynieść 800 zł na hektar, a dla pozostałych upraw 400 zł na hektar. Premier Ewa Kopacz poinformowała w środę, że będzie odrębny program wsparcia dla poszkodowanych przez suszę hodowców bydła.
Szmulewicz ocenił w środę, że szacowanie start wzbudza wiele emocji, bo przy obecnych zasadach udzielenia pomocy, na wsparcie mogą liczyć głównie ci, którzy zajmują się produkcją roślinną, pod warunkiem, że w danej gminie dostatecznie wcześnie ogłoszono suszę i rolnik niezwłocznie zgłosił straty. Gdy zboża są już zebrane z pola, strat oszacować już nie można - podkreślił.
Wystąpienie suszy ogłaszane jest przez Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG) m.in. na podstawie ilości opadów. IUNG stan zagrożenia suszą najpierw określił dla zbóż jarych i ozimych, w kolejnych tygodniach także dla np. dla kukurydzy czy ziemniaków. Dla każdej uprawy straty oceniane są oddzielnie.
Straty oceniają specjalne komisje, które powołuje wojewoda na wniosek wójta czy burmistrza. Mogą oni wystąpić z takim wnioskiem wtedy, gdy suszę w danej gminie ogłosi IUNG. Szacowanie strat odbywa się na pisemny wniosek rolnika. Producent rolny musi złożyć wniosek o oszacowanie szkód niezwłocznie, nie później niż w ciągu 10 dni roboczych od dnia wystąpienia niekorzystnego zjawiska atmosferycznego.
Straty szacują komisje składające się z 3-4 osób, są wśród nich m.in. przedstawiciele: gminy, ośrodka doradztwa rolniczego, izby rolniczej.
Jak ocenił prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, komisja ogląda uprawy i ocenia straty na podstawie różnych wskaźników i jest to raczej uznaniowy szacunek.
Szmulewicz dodał, że średnie dochody rolnika z trzech lat również szacuje się na podstawie wskaźników, np. mówiących o tym, jaki mógł być przychód z danej uprawy lub chowu zwierząt. Więc - jego zdaniem - nie są to wyliczenia dla konkretnego gospodarstwa.
Z instrukcji dla komisji szacujących straty wynika, że "średnią roczną produkcję rolną z ubiegłych trzech lat lub średnią z trzech lat opartą na okresie pięciu ubiegłych lat, z wyłączeniem wartości najwyższej i najniższej, ustala się na podstawie danych rachunkowych lub dokumentów potwierdzających wielkość prowadzonej produkcji rolnej w danym gospodarstwie rolnym". Jak zaznaczono w dokumencie, "w przypadku braku takich danych lub dokumentów" ustala się ją "na podstawie danych o średniej wielkości produkcji publikowanych przez jednostki doradztwa rolniczego, urzędy statystyczne lub Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej".
Członek zarządu KRIR i jednocześnie wójt gminy Przyrów (woj. śląskie) Robert Nowak zaznaczył z kolei, że gdy IUNG uznał, iż w jego gminie susza wystąpiła, większość rolników już zboża zebrała, co oznacza, że na szacunek strat było już za późno.
Dodał, że w gminie pracuje tylko jedna komisja, która nie nadąża z jeżdżeniem na pola, do każdego z rolników, którzy zgłosili straty, dlatego szacowanie stanu upraw musi być pobieżne.
Zgodnie z przepisami komisja szacująca straty dokonuje lustracji upraw na miejscu w ciągu 2 miesięcy od dnia zgłoszenia przez producenta rolnego wystąpienia szkód, jednak nie później niż do czasu zbioru plonu głównego danej uprawy albo jej likwidacji.
Zdaniem Nowaka rozwiązaniem byłoby tu uznanie np., że w danym powiecie straty w zbożach jarych wyniosły np. 30 proc. Wskaźnik ten należałoby pomnożyć przez powierzchnię zasiewów i można byłoby ustalić stratę. "Jeżeli nie włączy się do szacunków zbóż jarych, to ciężko będzie uzyskać rolnikom poziom 30 proc. strat, która gwarantuje pomoc" - powiedział wójt. Dodał, że takie podejście wymaga zmiany przepisów.
Jego obawy podziela Szmulewicz, który uważa, że indywidualne szacowanie strat, gdy susza ma charakter powszechny tylko "skłóci wieś", bo okaże się, że jeden rolnik dostał, a jego sąsiad - już nie. "Dlatego chciałem, by wprowadzono stan klęski, by takie głupie przepisy przestały działać" - powiedział szef KRIR.
Według niego, skoro są dane dotyczące suszy dla poszczególnych upraw, można by oszacować straty na podstawie wskaźników. Jeżeli straty np. w kukurydzy oceniane są na 50 proc., to trzeba przyjąć, że tak jest na danym obszarze u wszystkich i to byłoby bardziej sprawiedliwe niż szacowanie strat u rolnika.
Kolejną kontrowersyjną - zdaniem rolników - sprawą jest ubezpieczenie upraw. Pełna rządowa rekompensata - 400 zł do hektara przeznaczona jest dla rolników, którzy ubezpieczyli się od co najmniej jednego ryzyka. W 2014 r. zawarto ok. 142,5 tys. umów, ubezpieczając ok. 3,2 mln hektarów gruntów (głównie ubezpieczano zboża i rzepak) na ok. 14 mln ha gruntów rolnych. Oznacza to, że większość rolników dostanie 200 zł na ha, będzie wielki bunt chłopów - skomentował Szmulewicz.
W ubiegłym tygodniu straty wyrządzone przez suszę określone zostały na ok. 550 mln zł; na chwilę obecną z meldunków wojewodów wynika, że susza wystąpiła na powierzchni ok. 800 tys. ha. Komisje będą oceniały straty do końca września. Rząd przeznaczył na pomoc dla rolników 488 mln zł.
6160076
1