Francuzi, Niemcy, Włosi masowo wykupują żywe cielęta od rolników. Płacą o 50 proc. więcej niż nasze zakłady, bo i tak na tym zyskają. Czy grozi nam likwidacja hodowli bydła?
Leopold Szreger z niemieckiej firmy Taurus Handel szuka bydła dla zagranicznych odbiorców w północno-wschodniej Polsce. We wtorek na targowisku w Szczuczynie pod Łomżą kupił kilka cieląt płacąc po blisko 17 zł za kilogram.
Do firmy Avex z Koszalińskiego, która zajmuje się m.in. skupem bydła, zgłaszają się Włosi i Niemcy z prośbą o zorganizowanie im skupu.
- Płacą lepiej niż polskie zakłady. Ale mam umowę z krajowymi zakładami mięsnymi i nie chcę jej zrywać. Nie wiem, jak długo potrwa ta koniunktura - tłumaczy Zdzisław Szaranek z Avexu.
Najwięcej TIR-ów z Unii kręci się wzdłuż naszej zachodniej granicy, coraz częściej jednak zapuszczają się na Mazowsze, a nawet Podlasie. Kupno żywych cieląt to doskonały interes dla unijnych farmerów - kupują w Polsce taniej niż u siebie, chowają ok. 15 miesięcy, a gdy sprzedadzą do rzeźni, to oprócz pieniędzy za samo mięso otrzymają też z Brukseli dopłaty.
Za każdą sztukę rolnik otrzymuje 290 euro dopłaty, a jeśli na hektarze upraw paszowych ma mniej niż dwie dorosłe sztuki, to otrzyma jeszcze od 40 do 100 euro. W sumie więc może dostać 390 euro. Za 70-kilogramowego cielaka w Polsce zapłaci dziś ok. 1,2 tys. Różnica po odliczeniu kosztów paszy jest jego zyskiem.
Polscy rolnicy korzystają z innego systemu dopłat. U nas dopłaty do produkcji zwierzęcej zostały przeliczone na hektary - dopłaty są do pastwiska i rolnik je otrzyma, nawet jeśli nie ma żadnej krowy. Dlatego dziś rolnicy nie widzą związku między posiadaniem bydła a dopłatami i chętnie sprzedają cielęta zachodnim handlowcom.
Zwłaszcza że oferują oni ceny znacznie wyższe niż płacą nasze ubojnie. Nasze zakłady dają 9-10 zł za kg, zachodni kupcy płacą od 14 do 18 zł za kg cielaka. A jeszcze przed dwoma-trzema miesiącami rolnicy dostawali po 4-6 zł za kg.
Polskie zakłady twierdzą, że nie mogą konkurować z cenami skupu z zachodnimi kupcami, bo oznaczałoby to wzrost cen detalicznych do 40 zł za kg zadniej cielęciny, a tego nasi konsumenci nie zaakceptują. Dlatego płacą mniej, a niektóre w ogóle przestają zajmować się skupem cieląt i bydła.
- Przestałem przetwarzać wołowinę, ponieważ jest za droga, poza tym coraz trudniej ją kupić. Za polędwicę wołową trzeba zapłacić ponad 40 zł, to nie cena dla polskiego odbiorcy - mówi Zbigniew Makulski, dyrektor do spraw handlu z zakładów mięsnych Viando spod Inowrocławia.
W efekcie coraz większe trudności z dotarciem do wołowiny mają detaliści. - Skończyły się czasy, kiedy producent mięsa poszukiwał zbytu na swoje wyroby. Teraz to handlowiec musi szukać producenta - mówi Wojciech Sokół, rzecznik prasowy Tesco. W maju za kilogram tuszy cielęcych sieć płaciła 10,50 zł, w ubiegłym tygodniu już 18 zł.
Tak naprawdę to cielęta drożeją, bo firmy z Francji, Niemiec i Włoch konkurują same ze sobą i podbijają ceny.
Jan Faltynowski, który w północno-zachodniej Polsce prowadzi skup kilku ras bydła mięsnego i ich krzyżówek (od pół- do półtorarocznego z przeznaczeniem do dalszego opasu we Włoszech), w poszukiwaniu deficytowego towaru coraz częściej musi zapuszczać się także w inne rejony kraju.
Według niego na sytuację na rynku wpłynęło nie tylko nasze przystąpienie do Unii, ale i susza, która nawiedziła południową i zachodnią Europę w ubiegłym roku.
- Spadło pogłowie bydła, zmniejszyła się podaż, a popyt na wołowinę nie zmalał - mówi Faltynowski.
- Cielęta wywożone są na masową skalę - mówi Krzysztof Nosal z Wielkopolskiej Izby Rolniczej. - Ceny pasz treściwych i preparatów mlekopodobnych zdrożały po 1 maja prawie o 50 procent, dlatego wielu rolników ulega pokusie i wyprzedaje cielęta, nie czekając na przyszłe zyski. W ten sposób jednak możemy kompletnie zlikwidować u nas hodowlę bydła, i to teraz, kiedy nareszcie po latach stała się ona naprawdę opłacalna.
- W ciągu dwóch-trzech lat z kraju eksportującego staniemy się importerem mięsa wołowego - przewiduje Mieczysława Chabowski, prezes Zakładu Mięsnego "Morliny" w Ostródzie. - A bydło to nie kurczaki, których produkcję można zlikwidować i odbudować w ciągu kilkunastu tygodni. Tu trzeba lat. Po raz pierwszy krowa jest zdolna do wydania potomstwa w wieku przynajmniej 2,5-3 lat.
Aż takim pesymistą nie jest Leopold Szreger z Taurus Handel. Jego zdaniem polscy rolnicy dostrzegli koniunkturę i zachęceni zyskiem często właśnie teraz zaczynają hodowlę, czasami "na łeb na szyję". Wyrośnięte bydło będzie można sprzedać za rok, dwa. Populacja będzie wtedy na tyle duża, że bydło i wołowina potanieją. Poza tym z powodu wyśrubowanych cen kupcy z Zachodu dłużej zastanawiają się nad zakupem bydła w Polsce.