Co czwarty poważny duński hodowca trzody chlewnej chce przenieść produkcję do Europy Środkowo-Wschodniej
Wskazują na to wyniki sondażu przeprowadzonego przez Duńskie Centrum Doradztwa Rolniczego (Dansk Landbrugsraadgivning) w Skejby, podaje duński dziennik Berlingske Tidende.
„Zapytaliśmy większych hodowców trzody chlewnej czy w ciągu najbliższych 3-5 lat rozważają możliwość albo przeniesienia albo zainwestowania w produkcję świń za granicą. 25%, a więc co czwarty producent odpowiedział, że nosi się z takim zamiarem,” mówi Gustav Bock z Duńskigo Centrum Doradztwa Rolniczego.
Warto dodać, iż badanie nie obejmowało tych hodowców, którzy albo już przenieśli albo są w trakcie przenoszenia produkcji poza granice kraju – jak np. 60 producentów i akcjonariuszy, którzy utworzyli w Polsce spółkę Polen Invest, która dzisiaj w podległym jej Poldanorze produkuje powyżej 400.000 tuczników rocznie na ok. 25 należących do Duńczyków fermach.
Jak wynika z wstępnych szacunków za 10 lat roczna produkcja w duńskich spółkach w tym regionie Europy będzie wynosiła 20-25 mln świń, a więc tyle samo ile na dzień dzisiejszy wynosi roczna produkcja w samej Danii. Scenariusz przewidujący produkcję rzędu 50 mln tuczników na duńskich fermach ulokowanych zarówno w Danii jak i w Europie Środkowo-Wschodniej wydaje się być całkiem realny. To produkcja równa niemal połowie obecnej produkcji trzody chlewnej jaką odnotowuje się na fermach w USA.
Wyścig
Duńscy inwestorzy dosłownie przypuszczają szturm na Europę Środkowo-Wschodnią. Jak do tej pory ok. 300 hodowców zainwestowało w 60 ferm tuczu trzody chlewnej w takich krajach jak Słowacja, Polska, Łotwa, Litwa oraz na terenach byłej DDR. Z nieco mniejszym rozmachem zainwestowali w fermy na Ukrainie, w Rosji i na Węgrzech. Do kolekcji należałoby jeszcze dodać obecnie tworzoną w obwodzie kaliningradzkim norwesko-duńską spółkę Russia Baltic Pork Invest.
Jak szacuje Gustav Bock obecnie dodatkowo 150-200 duńskich producentów trzody chlewnej angażuje się w produkcję poza granicami kraju – albo inwestując w nowe, duże fermy, albo startując jako samodzielni przedsiębiorcy. Toczy się wśród nich swoisty wyścig o opanowanie podstawowych jednostek w strukturze rolnej nowych krajów, a więc przejmowanie dużych, starych państwowych gospodarstw rolnych, które obecnie są zrujnowane i można je tanio nabyć. Mają one stanowić bazę, swoisty punkt wyjścia dla uruchomienia nowoczesnej produkcji i dalszej ekspansji na rynek przetwórstwa mięsnego.
Należy dodać, że uczestnikami tego wyścigu nie są tylko duńscy producenci trzody chlewnej, ale także hodowcy z innych państw zachodnio-europejskich jak i gigantyczne koncerny w branży mięsnej. W Polsce np. o zagarnięcie jak największych udziałów na rynku mięsa amerykański koncern Smithfield Food konkuruje z dwoma duńskimi gigantami: Poldanorem i Danish Crown.
Ciężkie życie w Danii
Duńscy producenci trzody chlewnej uciekają ze swojego kraju, ponieważ nie mają tu łatwego życia. Dania jest jednym z tych państw europejskich, w którym odnotowuje się największą koncentrację zwierząt hodowlanych, co jest równoznaczne z ograniczonymi możliwościami zwiększenia produkcji i dochodów. Do tego dochodzą restrykcyjne przepisy z dziedziny ochrony środowiska naturalnego i prawa rolnego, surowe wymogi władz administracyjnych, ciągłe utarczki z mieszkańcami przylegających do ferm terenów oraz politykami, a także niezadowolenie z cen skupu żywca wieprzowego oferowanego przez spółdzielnię Danish Crown .
Dlatego Polskę jak i inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej postrzegają jako swoiste eldorado. Tania ziemia, tania siła robocza, łagodne przepisy ochrony środowiska naturalnego, a w przypadku tych bardziej restrykcyjnych brak ich egzekucji wynikający z opieszałości organów kontrolno-inspekcyjnych to argumenty przemawiające do duńskich inwestorów.
„Jest rzeczą oczywistą, że znajdą się wśród nich tacy producenci, którzy będą chcieli wykorzystać miękkie przepisy prawne jak i niedostateczną kontrolę odpowiednich organów. Hodowcy, którzy dopuszczają do powstawania dużych rozlewisk gnojowicy albo tacy, którzy wyrzucają martwe warchlaki bezpośrednio do lagun z gnojowicą jak zostało to już opisane w naszej prasie” mówi Gustav Bock.
Ale o rozwiązanie tych spraw będą musiały już zadbać miejscowe władze.