Piotrkowska policja wszczęła dochodzenie w sprawie pożaru w tuczarni trzody chlewnej w podpiotrkowskich Niechcicach. Sprawdzi m.in., czy nie zachodzi uzasadnione podejrzenie znęcania się nad poparzonymi zwierzętami.
Pożar wybuchł we wtorek po południu w hali, w której znajdowało się około 500
świń. Większość z nich udało się wyprowadzić, ale kilkadziesiąt tuczników i
prosiąt zostało poważnie poparzonych. Strażacy, by im ulżyć, polewali je wodą.
Niektóre zwierzęta zdechły w męczarniach, właściciele hodowli nie wezwali bowiem
weterynarza.
Proponowałem kierownikowi hodowli wezwanie lekarza
weterynarii, który skróciłby cierpienia poparzonym świniom, ale ten odmówił
– powiedział brygadier Roman Kaźmierczak, kierujący akcją gaśniczą.
Działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami "Zwierzak" w Piotrkowie są
zbulwersowani.
Świnia to też zwierzę, w dodatku inteligentne i
powinien być na miejscu weterynarz, który by je uśpił albo przynajmniej podał
środki przeciwbólowe – uważa Maria Siudek, prezes "Zwierzaka". –
Nieudzielenie pomocy to bezmyślne znęcanie się nad zwierzęciem. Lekarz
weterynarii, który opiekuje się niechcicką hodowlą, wypoczywał w tym czasie na
urlopie. W jego zastępstwie dopiero po kilku godzinach przyjechał na miejsce
inny weterynarz, ale już tylko po to, by nadzorować ubój konających zwierząt,
które zostały przepędzone do sąsiadującej z tuczarnią
ubojni.
Krzysztof Tyszko, współwłaściciel hodowli, odmówił
komentarza. Nie chciał także powiedzieć, ile poparzonych zwierząt trafiło do
uboju.
Według lekarza z prywatnej kliniki weterynaryjnej,
właściciele hodowli prawdopodobnie nie zdecydowali się na szybkie uśpienie
cierpiących zwierząt, bo... było to dla nich nieopłacalne. Za uśpienie
kilkusetkilogramowej świni trzeba zapłacić od 20 do 40 zł, a mięso nie nadaje
się do sprzedaży, nie można więc na nim zarobić...
Sprawą zajmie
się też Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie. Za znęcanie się nad zwierzętami grozi
kara do roku pozbawienia wolności, ograniczenia jej lub
grzywna.