Wszyscy chcą sprzedawać, nikt nie chce kupować – tak w tej chwili wygląda sytuacja na rynku mięsa. Zakłady narzekają na brak możliwości zbytu. Kompletnie ustał handel półtuszami, a w chłodniach odkładają się coraz większe ilości szynki czy łopatki, z którą zupełnie nie ma co zrobić. Ciężko też znaleźć amatorów na schab.
Każdy potencjalny klient jest traktowany bardzo indywidualnie i można próbować bawić się w „bezwzględnego negocjatora”. Trudno więc nie zauważyć bardzo wyraźnego spadku cen. W ciągu ostatniego tygodnia obniżki sięgnęły nawet złotówkę za kilogram.
Dla porównania jeszcze kilka dni temu karkówka kosztowała około 11 złotych za kilogram. Teraz 10 złotych i niżej. Niżej jest zawsze wtedy, gdy pojawia się kupiec. Zakłady wolą zejść z ceny, niż zostać z magazynami, w których nic się już więcej nie zmieści. Tym bardziej, że na nasz rynek wciąż dociera import. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z najtańszymi elementami. Te w ostatnim czasie pną się w górę. Np. podgardla zdrożały nawet o złotówkę. To za sprawą eksportu na Białoruś i Ukrainę – mówi Jarosław Ogorzewski z giełdy Agrohandel w Łodzi.