Gdyby interwencja na rynku zbóż zaczęła się dzisiaj, to rolnicy do elewatorów mogliby sprzedać zaledwie 350 tys. ton ziarna.
Zainteresowanie przedsiębiorców przechowywaniem zboża jest niewielkie z powodu zabezpieczeń, jakich żąda Agencja Rynku Rolnego. A w tle całej historii przypomina o sobie jeden z byłych posłów Samoobrony, który rok temu ukradł Agencji 13 tys. ton zboża.
Pierwszy po wejściu Polski do Unii Europejskiej sezon zbożowy pokazał, że rolnicy wcale nie muszą stać w kilometrowych kolejkach, aby sprzedać ziarno. Na pewno pomógł w tym minister rolnictwa, który apelował, aby czekać na interwencję, jeżeli ceny skupu są zbyt niskie. Wydaje się, że rolnicy apelu posłuchali i w efekcie przed elewatorami ruch jest niewielki.
Jak na razie wszystko wskazuje na to, że unijna interwencja nie będzie potrzebna. Ceny są w miarę wysokie. Wystarczy jednak, że spadnie kurs euro, a za nim polecą w dół ceny skupu. Agencja Rynku Rolnego do interwencji jest przygotowana. Ma tylko jeden problem. Jak na razie niewiele firm chce przechowywać zboże, które po 1 listopada będzie skupowane.
Skąd brak zainteresowania składowaniem, kiedy można na tym nieźle zarobić? Wszystkiemu winne są zabezpieczenia, jakich żąda Agencja. Jeżeli ktoś chce składować na przykład 1000 ton ziarna, najpierw musi wpłacić nas konto Agencji równowartość zboża w gotówce lub przedstawić gwarancję bankową. Na spełnienie tak restrykcyjnych wymagań mogą sobie pozwolić tylko duże firmy.
Poseł Ryszard Bonda zasłynął tym, że nie tylko przechowywał zboże, ale jeszcze dobrze na tym zarobił. Agencja Rynku Rolnego do tej pory nie może odzyskać kilkunastu tysięcy ton ziarna, które zaginęły w magazynach posła Bondy. I dlatego Agencja woli dmuchać na zimne zwłaszcza, że nikt nie żąda od niej tak restrykcyjnych zabezpieczeń.
Jak na razie tylko 40 podmiotów wyraziło chęć składowania ziarna, które ma być skupione w interwencji. Wnioski można składać do 8 października, ale Agencja zapewnia, że może ten termin wydłużyć.