Plantatorzy narzekają na kiepskie ceny już od kilku lat. Można zadać pytanie: po co oni jeszcze produkują? Otóż rolnik nasz nie liczy sobie amortyzacji ani własnej robocizny (także pracy rodziny).
Dla niego ta zapłata stanowi dopływ gotówki. Skromny, co prawda, ale niezbędny. Sytuacja trochę się poprawi po wprowadzeniu unijnych dopłat do pomidorów przemysłowych. Polska ma wyznaczony kontyngent produkcyjny – ponad 194 tys. ton rocznie. Do tej ilości pomidorów będziemy otrzymywać dopłaty w wysokości 34,5 euro do 1 tony. W przeliczeniu na naszą walutę, po ubiegłorocznym kursie, wynosi to ok. 15 groszy do kilograma.
Żeby z tego skorzystać, zakłady przetwórcze musiały najpierw uzyskać od
ARiMR akceptację kwot przerobu. Potem należało spełnić warunek, iż dostawy będą
pochodzić od grup producentów, mających swoje statuty, prograny działania i
poświadczenie rejestracji u wojewody. Te organizacje działały już i wcześniej
przy firmach zajmujących się przerobem owoców i warzyw. Dostosowano jedynie ich
status do wymagań procedury. Jest problem z czym innym. Przemysł chce obniżyć
ceny skupu pomidorów o wspomniane już 34,5 euro dopłaty do jednej tony. Na razie
tylko z jednym zakładem plantatorzy doszli do porozumienia. Gdzie indziej trwa
spór, sprawa jest otwarta.
Gdy znajdziemy się w UE, nie będzie już cła na koncentrat pomidorowy z krajów członkowskich. W poprzednich latach problemy stwarzał duży import koncentratu węgierskiego. Nasi bratankowie eksportowali go więcej niż wynosiła ich produkcja. Za ich pośrednictwem trafiał do nas m.in. koncentrat z Grecji. Z kolei przez Łotwę i Litwę napływał koncentrat chiński. Węgrzy chyba zaprzestaną dotowania swojego eksportu. Nie wiadomo, czy będą dopłacać z własnego budżetu do uprawy pomidorów.
Kraje Piętnastki mają duży potencjał przetwórczy. W swoich zakładach przerabiają rocznie ok. 9 mln ton pomidorów. Po wycofaniu się z dotowania eksportu żywności do Polski stanowią mniejsze zagrożenie. Ale są różne sposoby wspierania produkcji z narodowych funduszy. Niemcy uzyskali już zgodę Brukseli, aby z własnego budżetu dofinansowywać produkcję ogrodniczą co roku kwotą ok. 100 mln euro. Polski na coś takiego nie stać.
Na razie cenowo jesteśmy konkurencyjni, dzięki taniej robociźnie. Rosną jednak dość szybko inne koszty produkcji. Ostatnio znacznie podrożały nawozy mineralne, coraz więcej musimy też płacić za paliwo. Proces wyrównywania cen środków produkcji w ramach UE sprawi, że nasza przewaga będzie się kurczyć. Pozostanie nam atut w postaci innego smaku naszych pomidorów. Spowodowane to jest odmiennym stosunkiem kwasów i cukrów, dojrzewaniem w niższych temperaturach itd. Nie wszyscy lubią słodkie pomidory z południowej Europy. Są już u nas zakłady bazujące wyłącznie na krajowym surowcu.