Pszczelarze liczą straty – w tym roku miodu prawie nie ma, a na dożywianie pszczół wydali dziesiątki tysięcy złotych.
Zazwyczaj z 50 uli zbierali 1,5 tony miodu. Teraz najwyżej kilkadziesiąt kilogramów. – Wszystko przez zimną wiosnę i lato – twierdzi Marian Maksymiec z Ustrzyk Dolnych. Maksymiec ma ponad 70 uli. W tym roku z każdego zebrał najwyżej po 2 kg miodu, podczas gdy w poprzednich latach nawet po 20 kg. – Niektórzy ponieśli jeszcze większe straty – mówi.
Jan Frankiewicz z Lutowisk nie pamięta, kiedy ostatnio był tak fatalny sezon.
– Musiałem dokarmiać pszczoły, na cukier wydałem ponad 1000 zł.
Mało miodu
to wyższe ceny w skupach i w sprzedaży indywidualnej. Za litr żądano w zeszłym
roku średnio 20 zł. Teraz mówi się o 25-30 zł. – Chętnych nie brakuje,
miód jest cennym towarem, ale zarobku nie będzie – tłumaczą
pszczelarze.
Ci, którzy dostatecznie nie dopilnowali pasiek, załamują ręce. –
Pod Duklą jednej gospodyni wyzdychały wszystkie pszczele rodziny –
opowiada Michał Andruch z Leska. – Mnie się uchowały, ale prawie nie
wychodziłem z pasieki. Doglądałem pszczół, na dokarmianie kupiłem 300 kg
cukru.
Najgorzej ze spadzią było w Bieszczadach, nieco lepiej w okolicach Przemyśla, choć i tam pszczelarze nie mogą zaliczyć sezonu do udanych. Niepocieszeni są także producenci wyrobów z wosku pszczelego. Mimo że zamówienia nadchodzą z całej Polski, nie będą oni w stanie zrealizować nawet połowy z nich.