Włoski kreator mody chce tkanin z mysłakowickiego Orła. Największe zakład lniarski w Polsce - Orzeł SA z Mysłakowic – negocjuje właśnie kontrakt z firmą Giorgio Armaniego. Słynny kreator mody chciałby kupować wykonane tutaj tkaniny. Zamówienia, jeśli dojdą do skutku, nie będą duże, ale dla Orła oznaczają one prestiż i wzmocnienie marki na rynku.
Firma reprezentująca nasze interesy we Włoszech współpracuje także z Armanim. Kolekcja tkanin, którą zaprezentowaliśmy bardzo się spodobała i rozpoczęły się rozmowy w sprawie podpisania kontraktu – mówi Krzysztof Sierka, wiceprezes Zakładów Lniarskich Orzeł SA. Sierka na razie niechętnie mówi o szczegółach przygotowywanego kontraktu, ale zdradza, że nie chodzi o sprzedaż olbrzymich ilości tkanin.
Bardziej liczy się efekt prestiżowy. Udowodnimy, że firma z Polski może
sprostać potrzebom światowego kreatora mody - wyjaśnia Krzysztof Sierka. Tkaniny
z Orła mają już wyrobioną markę. Firma bierze udział w największych imprezach
targowych na świecie, gdzie często jest jedyną polską firmą z branży
włókienniczej. Nie produkujemy tkanin na magazyn. Tkaninę od początku
projektujemy z klientem, dlatego powstający w ten sposób produkt w pełni
opowiada jego oczekiwaniom – zdradza receptę na sukces kierownictwo
zakładu.
Polacy pokochali len
Zakłady
Lniarskie Orzeł są największym w Polsce producentem wyrobów z lnu. Rocznie do
produkcji tkanin zużywają 1,8 miliona kilogramów włókien tej rośliny. Dotychczas
głównymi rynkami zbytu dla była Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone. Tam od lat
tkaniny lniane są bardzo chętnie wykorzystywane do produkcji odzieży i do
dekoracji wnętrz. Zwykle te materiały gorzej sprzedawały się w
Polsce.
Polacy w końcu pokochali len. Przekonali się, że jest
to świetna tkanina pozbawiona wszystkich wad innych materiałów: nie wywołuje
alergii, doskonale przyjmuje wodę. Koszula lniana jest dużo mocniejsza od
bawełnianej – przekonuje wiceprezes Krzysztof Sierka.
Słowa wiceprezesa potwierdza fakt, że w tym roku na rynek polski Orzeł
sprzeda ponad 50 procent swej produkcji. Około 30 trafi do Stanów Zjednoczonych,
a resztę do Europy Zachodniej.
Zbyt kosztowne
inwestycje
Wpływ na wzrost znaczenia rynku krajowego miał
bez wątpienia niski kurs dolara i dosyć wysoki kurs euro, za które mysłakowicki
zakład kupuje większość surowca potrzebnego do produkcji. Ponad 50 procent
lnu kupujemy w Belgii, Francji i Holandii – mówi Krzysztof
Sierka.
Pozostałą część surowca produkują polscy rolnicy w
okolicach Lublina i Zamościa. Dlaczego Orzeł nie kupuje surowca od dolnośląskich
rolników? Nie ma od kogo. Import jest konieczny, ponieważ krajowe plantacje
lniarskie nie są w stanie wyhodować wystarczającej ilości dobrej jakości lnu. W
Polsce nie ma profesjonalnych trzepalni, w których wstępnie przygotowuje się
rośliny do produkcji przędzy. Są to, bowiem inwestycje bardzo kosztowne,
specjalistyczna maszyna kosztuje od 1 do 6 milionów
dolarów.
Len mógłby być szansą dla wielu regionów. Pod uprawę
nie trzeba najlepszej ziemi. Rozmawialiśmy z rolnikami, gminami czy byliby
zainteresowani uprawą. Wszyscy myślą jednak, że wystarczy zasiać. Gdy mowa o
inwestycjach temat się urywa – tłumaczy Krzysztof
Sierka.
Przedstawiciele zakładu prowadzili także rozmowy z
rolnikami z okolic Jeleniej Góry i Kamiennej Góry, które przed laty słynęły z
uprawy lnu.
Jeżeli kupujemy len na Lubelszczyźnie to nie widzę przeszkód, dla których nie moglibyśmy kupować go na Dolnym Śląsku – mówi wiceprezes Orła.