W ciągu kilku lat cena skupu wikliny spadła z 600 do 100 zł za tonę. Granicą opłacalności jest 400 zł. Lubaczowscy rolnicy obawiają się, że niedługo będą musieli porzucić uprawę stanowiącą ich główne źródło utrzymania.
W rejonie lubaczowskim (woj. podkarpackie) co drugi rolnik uprawia wiklinę. Nie ma, jak w przypadku innych upraw, punktów skupu tego surowca. Rolnicy znajdują kupców na własną rękę lub czekają, aż przyjadą hurtownicy. - Odbiorcami są najczęściej wikliniarze z okolic Nowej Sarzyny i Leżajska. Cena spada z roku na rok. Wytwórcy koszyków twierdzą, że taniej skupują, bo maleją również ceny i popyt na ich wyroby. A przecież mają tańszy surowiec - dziwi się Jan Załuski.
Lubaczowscy rolnicy obawiają się, że wobec takiej sytuacji niedługo będą musieli porzucić uprawę stanowiącą ich główne źródło utrzymania. Już teraz przy lubaczowskich drogach wiele dawnych wiklinowych pól leży odłogiem. - Przy cenie 100 zł za tonę nawet nie zwrócą się koszty oprysków i środków przeciw robakom - wyjaśnia jeden z gospodarzy.
Rolnicy nie mogą przeczekać ze zbiorem wikliny na lepsze ceny, bo wtedy roślina przerośnie i nie będzie się już nadawała do zbioru.